Małgorzata Ohme o chorobie matki napisała już jakiś czas temu w felietonie w serwisie Onet. - Widzę ją pochyloną, jak popycha rękoma wózek, na którym zazwyczaj siedzi. Wiem, że każdy ruch sprawia jej spory wysiłek. Wiem też, że tak jak ja nie lubi pomocy, a słabość jest intruzem, którego trzeba za wszelką cenę pokonać. Chce też żyć, bo życie było dla nas zawsze pięknym darem. Nauczyła mnie tego, więc łapczywie chwytałam wszystko, co wydawało mi się warte uwagi. Boksuje się z ograniczeniami choroby i widzę, że nie ma tej samej siły, co dawniej. Ten widok łamie mi serce, rozkrusza je na tysiące drobinek. Ale stoję i nie mogę oderwać wzroku od widoku, który tak mnie boli. Tak jakbym chciała ją zapamiętać. Strumień świadomości, że kiedyś będę ją przywoływać w takich obrazach. I będę żałować, że nie zostałam tej nocy, by dłużej z nią być. Choć przecież nie mogłam zostać - napisała prezenterka "Dzień dobry TVN".
Telewizyjna partnerka Filipa Chajzera nie wyobrażała sobie, że kiedyś może jej zabraknąć matki. - Nie umiem pogodzić się z jej chorobą, z jej starzeniem. Nie umiem być taka dorosła. Nie chcę. Bycie dzieckiem swojego rodzica otula mnie i sprawia, że czuje się bezpiecznie. To jest mój porządek świata: moja mama, ja, moje dzieci. To jest moja rodzina - czytamy w felietonie.
Małgorzata Ohme przyznała wówczas, że nie miała najlepszego kontaktu z matką. - Mamy ten sam temperament i byłyśmy tylko we dwie. Dopiero niedawno zrozumiałam, że tak naprawdę moja złość była też moim alibi. Do niedobrego życia, do złych decyzji, do ranienia innych. Bo przecież jak masz takie trudne dzieciństwo, to zrozumiałe jest twoje fatalne dorosłe życie, prawda? - pytała retorycznie.
Przypomnijmy, że pięć lat temu Małgorzata Ohme straciła także ojca.