Grażyna Szapołowska została zwolniona dyscyplinarnie. Powodem jej zwolnienia było nie stawienie się na scenie. Aktorka w tym czasie zasiadała w jury programu BITWA NA GŁOSY. Szapołowska tłumaczyła, że Englert był świadomy, że ona nie może tego dnia stawić się w teatrze. Ponoć producent BITWY NA GŁOSY obiecał Englertowi finansowe zadośćuczynienie. Batalia Szapołowskiej i Englerta trwała przez 10 miesięcy.
Dyrektor teatru powołał świadków. Aktorzy zatrudnienie w Narodowym przyznali, że Englert niechętnie udziela swoim pracownikom zgody na występy w telewizji. Dodali, że Szapołowska nie miała podstaw, aby uznać jego zgodę za domyślną. Artur Żmijewski był ostatnim świadkiem.
- Byłem na etacie w Teatrze Narodowym od 1998 do 2010 roku i każdorazowo musiałem uzyskiwać zgodę dyr. Englerta na podjęcie takich zajęć poza macierzystym teatrem - zeznał aktor. - Generalnie za dyrekcji Jana Englerta jest trudniej o taką zgodę niż za poprzedniej dyrekcji.
Na sali rozpraw było gorąco, zarówno Szapołowska, jak i Englert, gdy składali końcowe wyjaśnienia, mówili w wielkich emocjach. Kiedy jednak czekali na korytarzu na ogłoszenie wyroku, złe emocje opadły. Englert podszedł do aktorki i uścisnął jej dłoń, a ona się uśmiechnęła. Oboje pokazali klasę.
- Okazuje się, że dyrektor teatru zawsze ma rację i niech tak pozostanie. Przegrana bitwa, ale nie wojna - skomentowała wyrok Szapołowska.