- Kiedyś swoją grę w australijskim serialu porównał pan do dywanika usuwającego się spod stóp. Czy w serialu "Prokurator" również towarzyszy panu syndrom dywanika?
- Użyłem takiego określenia, gdyż rzeczywiście czułem się jak na latającym dywanie, ponieważ - w trakcie realizacji tamtego serialu - scenariusz w dużej części był pisany na bieżąco i wciąż zachodziły w nim daleko idące zmiany. Wówczas trudno o zawodową stabilizację i aktorską pewność kreacji. Tutaj, w "Prokuratorze", zmiany, jeśli w ogóle się zdarzają, są mniej dramatyczne, więc dywanik można przytrzymać.
- Pański bohater, Kazimierz Proch z Prokuratury Rejonowej w Warszawie, to dobry fachowiec...
- O tak! Ma wielką wykrywalność. Jest u szczytu tabel najskuteczniejszych prokuratorów w Polsce. Aktywnie uczestniczy w śledztwach, ale też występuje jako oskarżyciel w sądzie. Jest bardzo zajętym człowiekiem.
- A zarazem człowiekiem ściszonym, schowanym wewnętrznie. Skrywa tajemnicę, którą niechętnie dzieli się z otoczeniem...
- Proch ma bardzo dużo pracy, w którą wkłada równie wielką ilość energii. To jego metoda: bez reszty oddać się życiu zawodowemu, by odwrócić uwagę od bardzo dramatycznych przeżyć osobistych. Gdy widzimy go prywatnie, w jego mieszkaniu, odkrywamy, że z pasją układa puzzle, że jest wręcz obsesyjny w tym zajęciu. Ale orientujemy się też, iż dla Kazimierza Procha prywatny czas stanął w miejscu. Dlaczego? Powoli, wraz z widzami, zaczynamy odkrywać jego rodzinne tajemnice.
Zobacz: Prokurator online za darmo wszystkie odcinki
- W 1981 roku wyemigrował pan do Australii i zrobił aktorską karierę. Profesjonalizm polskich aktorów jest znany w świecie. Podobno młoda Meryl Streep w amerykańskim teatrze chodziła za Elżbietą Czyżewską, podpatrując sposób jej gry. Kto chodził za panem w australijskim teatrze?
- Na szczęście nikt nie chodził, bo zobaczyłby mnie siedzącego w ciemnym kącie i obgryzającego w nerwach paznokcie... Mówiąc poważnie, nie mam aktorskiej metody. Kultywuję w sobie brak metody! Jest pewnie we mnie rodzaj masochizmu, który przy kolejnym zadaniu aktorskim, przy kolejnej roli popycha mnie w psychiczną nerwówkę, ponieważ nie posługuję się zawodowym kluczem otwierającym kolejnego bohatera. Nie mam wytrycha pasującego do każdej roli. Jeśli w ogóle mówić o mojej metodzie, to raczej zbieram pytania na temat postaci, niż udzielam odpowiedzi. I kiedy nazbiera się pokaźny wór, wtedy staram się sobie z nimi radzić.
- Catherine McClements, pańska żona, też jest aktorką. Dwoje aktorów w domu rywalizuje ze sobą czy wspiera się i rozumie? Jak to wygląda u państwa?
- Wiem, że w aktorskich stadłach bywa różnie. My, szczęśliwie, umiemy rozmawiać bez zazdrości o dokonaniach tego drugiego, o naszych rolach. Umiemy radzić się siebie nawzajem, gdy natrafiamy na problem aktorski. A co najważniejsze, mamy zrozumienie dla kondycji psychicznej drugiej osoby, w miarę narastania w niej emocji, gdy zbliża się data premiery. To często bardzo duże emocje...
- Czy gdy bywa pan teraz w Polsce, którą opuścił jeszcze przed transformacją, czuje się pan tak, jak początkowo w Australii, obcy, osamotniony?
- Nie, nie! Fajne jest, że w ciągu 5 lat, kiedy odwiedzam Polskę, mam tu mniej lub bardziej intensywną - w "Prokuratorze" mam bardzo intensywną - pracę. Ani przez chwilę nie narzekałem też na brak braci, kompanów, towarzystwa. Pobyty w Polsce zawsze mnie satysfakcjonują. Są aktywne, fajne, ekscytujące.
- W australijskim obejściu ma pan zwierzęta, a także ulubioną kurę...
- Niestety, zdarzył się smutny wypadek, lis nam ją porwał. Ale będą następczynie.
- Planował pan też hodowlę ryb.
- Ryb jeszcze nie ma.
Chcesz wiedzieć więcej o serialach? Odwiedź nas na Facebooku!
ZAPISZ SIĘ: Codzienne wiadomości SuperSeriale.pl na e-mail