Mariusz Czajka to aktor, który znany jest z wielu polskich komedii: "Futro z misia", "Chłopaki nie płaczą" czy "Świat według Kiepskich". Oprócz drugoplanowych ról filmowych czy serialowych, występował w teatrze. Na stałe związany był z Teatrem Buffo. Niestety, branża kultury zamrożona przez pandemię koronawirusa dała mu mocno w kość. Skończymy mu się oszczędności, miał same długi. Oliwy do ognia dodała śmierć mamy Mariusza Czajki. Okazało się, że aktor nie ma pieniędzy na jej pogrzeb i w styczniu poprosił o pomoc w sieci. Założył zbiórkę. Udało się zebrać kilkadziesiąt tysięcy złotych! W rozmowie z "Super Expressem" Mariusz Czajka wyznał, co zrobił z zebranymi pieniędzmi: - Był szczyt pandemii. Od dłuższego czasu nie miałem pracy, bo mój teatr zamknięto. Brakowało mi na jedzenie i podstawowe opłaty. Nie miałem za co pochować mamy i po raz pierwszy w życiu błagałem obcych ludzi o pomoc. Niezłe upokorzenie, ale i lekcja pokory, bo to wszystko pokazało mi, że nie doceniałem moich fanów - mówił aktor. Dzięki pomocy internautów i zainteresowaniu mediów, jego życie wygląda dziś zupełnie inaczej!
Prosił o pieniądze na pogrzeb matki. Teraz Mariusza Czajkę stać na wakacje!
Mariusz Czajka wybrał się nawet na wakacje! Wszystko dzięki pomocy, którą uzyskał w trudnych chwilach. Mimo, że aktor najpierw prosił o pieniądze na pogrzeb matki, teraz stać go na urlop nad polskim morzem. To pierwszy taki wyjazd aktora od 13 lat! - Dostałem jedną z głównych ról w serialu "Remiza". Zostałem Stanisławem Orzechowskim, emerytowanym komendantem Ochotniczej Straży Pożarnej w Brzezinach. Mam żonę, syna, wnuczkę i jestem głosem rozsądku w lokalnych sporach. Chodzę w swetrach i wełnianych marynarkach, jak na dziadka przystało - wyznał portalowi Pomponik.pl. To między innymi dzięki tej roli, gwiazdor stanął na nogi. Twórcy filmowi przypomnieli sobie o jego istnieniu, jak podaje portal.
NIE PRZEGAP: Joanna Koroniewska dostaje obrzydliwe wiadomości. Odpowiada
Co jeszcze zdradził Mariusz Czajka? Okazuje się, że odwiedził Jastarnię: - Byłem przez tydzień w Jastarni, u znajomych i miałem wrażenie, że cała Polska przyjechała na Półwysep Helski. Tysiące ludzi. Bez masek oczywiście. Nocą dyskoteka na plaży - człowiek przy człowieku, jakby nie było pandemii - wyznał. Opowiedział też o wysokich cenach, które odebrały mu mowę: - Za porcję turbota z surówką i ziemniakami zapłaciłem 66 złotych. Pożaliłem się koledze, a on mnie pocieszył, że w Kołobrzegu za dorsza z dodatkami zapłacił 150. Zaniemówiłem.