Zapytaliśmy artystę grupy Malibu o sytuację Polaków przy granicy z Ukrainą. Wokalista choć sam zachowuje spokój odczuwa, że nastroje jego bliskich nie są optymistyczne.
- Znajomi z okolic Hrubieszowa mówili, że w Mienianach było słychać wybuchy i unoszące się po eksplozji kłęby dymu z Nowowołyńska - poinformował nas Przemek.
On sam kilka lat temu opuścił rodzinne Werbkowice i przeniósł się z żoną i córeczką do Rzeszowa, który także choć nie bezpośredni, ale znajduje się na ścianie wschodniej. Na szczęście w Rzeszowie nic się nie dzieje, ale żona gwiazdora nie może spać spokojnie.
- W Rzeszowie jest spokojnie, ale nastroje u nas w domu smutne. Moja żona wszystko bardzo przeżywa. Dwa dni temu obudziła się w nocy, kiedy nad naszym domem przelatywały wojskowe samoloty. Dźwięk tych maszyn był przerażający. Naprawdę nie było to przyjemne - zdradza artysta.
W Werbkowicach, nieopodal Hrubieszowa wciąż mieszka jego mama i rodzeństwo. Tu wszyscy mają oczy i uszy szeroko otwarte, ponieważ do granicy jest bardzo blisko. Czasem nawet mniej niż 30 kilometrów.
- Rodzina, która mieszka w Werbkowicach, skąd jest niecałe 30 kilometrów do granicy z Ukrainą żyje w strachu. Szczególnie mama się niepokoi. Pilnie śledzi bieżącą sytuację na Ukrainie. Ciągle wysyła mi najnowsze wiadomości i zdjęcia - opowiada gwiazdor.
Swego czasu Przemek z Mateuszem - kolegą z zespołu robili sobie krótkie wycieczki na Ukrainę. Często robili tam tanie zakupy.
- Teraz przez pandemię nie wyjeżdżałem na Ukrainę, ale dawniej zwykle dwa razy w roku z Mateuszem z zespołu jeździliśmy sobie turystycznie za wschodnią granicę. Trochę zwiedzaliśmy, ale robiliśmy tam sporo tańsze zakupy, wpadaliśmy do jakiejś knajpki na jedzenie. Za niewielkie pieniądze można było tam spędzić miło weekend. Ukraina była pięknym krajem. Nie wiadomo jak będzie wyglądała po wojnie - mówi Przemek.