Maja Ostaszewska prowadzi życie zgodne ze swoimi przekonaniami. Jest wegetarianką, buddystką, zwolenniczką zliberalizowania prawa aborcyjnego oraz aktywistką KOD. W obecnej sytuacji uchodźców na granicy z Białorusią aktorka walczy o ich życie i zdrowie. Jest przerażona warunkami, w jakich muszą teraz przebywać, a właściwie koczować. Wraz z innymi aktywistami stara się zapewnić im wsparcie. Ostaszewska pokazała dary przyniesione w ramach zbiórki Nowego Teatru w Warszawie, z którymi wyrusza na wschodnią granicę.
Czuję wielką wdzięczność wobec wszystkich, którzy dołożyli swoją cegiełkę. Nie znam was wszystkich, ale dziękuję. Zrobiliśmy dużo dobra. Ruszam z naszymi darami. Tyle możemy. Jadę, bo nikt nie zasługuje na to, by umierać w lesie - napisała na Instagramie.
Na Twitterze pojawiło się nowe nagranie z aktorką, która nie mogła ukryć swoich łez. Stanęła przed dziennikarzami i relacjonowała, co stało się z nastolatkami z Syrii i Iraku:
- Moi przyjaciele spotkali grupę trzech nastolatków z Syrii i Iraku w wieku 15 i 16 lat, czyli wieku bardzo podobnym do mojego syna, który ma 14 lat. Ci chłopcy byli tak zmarznięci i tak wykończeni - również psychicznie, że nie byli w stanie się sami przebrać. Moi przyjaciele pomagali im się przebrać. Na drugi dzień wysłali wiadomość do organizacji, która też do nas dotarła, że proszą, abyśmy wrócili do nich, tylko po to, żeby z nimi chwilę pobyć, bo nie chcą być sami.