"Super Express": - Za kim z kiepskich Pani tęskni najbardziej?
Renata Pałys: - To pewnie się wyda zaskakujące, ale najbardziej tęsknię za Darkiem Gnatowskim (od red. serialu Arnold Boczek). Pracowaliśmy ze sobą razem również poza planem, w teatrze. Graliśmy razem w dwóch spektaklach i to dokładnie w przeddzień, jak Darek zmarł. Jeszcze dzwonił do mnie, powiedział, że ma już pomysł na kolejny spektakl, ale powie mi jak się spotkamy.
SE. - I już się nie spotkaliście.
RP: - I już żeśmy się nie spotkali, już dostałam wiadomość od naszej wspólnej koleżanki z teatru,
SE. - jak Pani sobie w ogóle radzi w tej sytuacji? Ponad 80 osób z produkcji kiepskich, z nami już nie ma. Jest Pani coraz bardziej osieroconą postacią z tego uniwersum...
RP: - Wie Pani co, chciałam mi przede wszystkim jedno wyjaśnić, ponieważ często bardzo w prasie pokazuje się, że zmarł kolejny aktor Świata według Kiepskich. Ja wchodzę w ten artykuł i okazuje się, że to był jakiś człowiek, który przeszedł przez plan, natomiast wszyscy są, nie wiem dlaczego zaliczani do aktorów "Świata według Kiepskich". I to też jest takie nadużycie moim zdaniem ze strony prasy, żeby wszystkich wrzucać do jednego worka. Natomiast w związku z tym, że w ogóle to wszystko, co się działo z Kiepskich przy ulicy Ćwiartki 3/4 było bardzo dużym wiekowym przekrojem społecznym - mam tu na myśli aktorów - więc tak po prostu zaczęliśmy wymierać. pierwszy odszedł Kaziu Ostrowicz, który grał Boryska. To też było dla nas taki bardzo duży cios, ponieważ Kaziu, mimo że był wiekowym człowiekiem, to nie chorował. Ja z Kaziem w teatrze pracowałam, także znaliśmy się wcześniej, to był bardzo dobry, bardzo życzliwy i przyjazny człowiek. I wtedy, jak odszedł Kaziu Ostrowicz, to powstała taka wiekowa luka u nas wśród sąsiadów, którą potem zastąpił Jurek Cnota, który później też odszedł. Oni scenariuszowo byli już w zaawansowanym wieku. Bogdan Smoleń też odszedł, Zosia Czerwińska, to byli wszystko ludzie już zaawansowani wiekowo. Aczkolwiek też była taka aktorka, moja koleżanka ze szkoły, Krysia Dmochowska, która młodo zmarła. Najpierw grała sklepową, a potem szereg innych postaci. U nas w Kiepskich jeden aktor, tak jak na przykład Krzysiu Dracz, mógł grać kilku różnych bohaterów. Krysia Dmochowska też grała tych postaci bardzo dużo, bardzo młodo zmarła, tuż po pięćdziesiątce. Tak to jest, że jak się kręci serial 23 lata, to tak się zdarza po prostu.
SE: - Ma pani dobre, filozoficzne podejście do tego.
RP: - Nie można mieć innego.
SE: - A różnie z tym bywa. Czasem aktorzy nie radzą z taką sytuacją. Ale pani ma zdrowe podejście.
RP: - To jest też spowodowane systemem, w jakim myśmy kręcili. Jeżeli kręci się serial tak, że spotykamy się przez kilka lat, dzień w dzień, to na pewno pustka po stracie jest później ogromna. Ale tak my kręciliśmy wszystko dwa razy do roku, przez dwa tygodnie. I potem już nie widywaliśmy, tylko sporadycznie. Dlatego wracam tutaj do Darka Gnatowskiego i do faktu, że powstała mi taka luka po nim, ponieważ po prostu on mi zniknął, nie z serialu, tylko z życia.
SE: - Czy aktorzy Kiepskich nadal utrzymują kontakty?
RP: - Jakoś tam staramy się między sobą. Wiem, że Andrzej Gała utrzymuje kontakt z Andrzejem (Grabowskim) i z innymi ludźmi z ekipy. Na planach, tutaj we Wrocławiu spotykam się także i z kamerzystami, i z charakteryzatorkami, które pracowały przy Kiepskich. Często rozmawiamy na ten temat.
SE: - Takie mam pytanie z boku. Czy gdyby teraz ktoś wpadł na pomysł, żeby od nowa kręcić świat według Kiepskich, wzięłaby Pani udział w takim przedsięwzięciu?
RP:- To pytanie bardzo często pada. Ja uważam, że to byłby bardzo, bardzo, bardzo niedobry pomysł. Natomiast czy wzięłabym udział? To zależy, w jakim kontekście by ta postać moja występowała. Musiałabym spojrzeć na scenariusz, co z tego wyniknie. Ale w produkcji tego serialu, z którą jestem w ścisłym kontakcie, nie ma takich planów. Nie ma kim kręcić proszę Pani. Jak ja to mówię, wymieramy jak mamuty.
RP: - Byłam u Marzeny w przeddzień po południu w hospicjum w Wałbrzychu i po prostu widziałam, co się dzieje. I też miałam informację od pani z hospicjum, która zadzwoniła i powiedziała, że jeżeli chciałabym się pożegnać z Marzeną, to to jest ten czas. Oni w hospicjum wiedzą, kiedy człowiek odchodzi. Więc pojechaliśmy tam z kolegą do Marzeny, byliśmy kilka godzin i po prostu wie pani, no było widać, co się dzieje. Oczywiście była przytomna i w pełnym kontakcie, natomiast już była bardzo, bardzo słabiutka. Nawet jak mówiła, to mówiła bardzo cicho. Jak wychodziliśmy stamtąd, to pracownica hospicjum powiedziała, że musimy być przygotowani na odejście Marzeny, bo to może nastąpić w każdej chwili. I tak się stało, że z samego rana dostałam od tej samej osoby telefon, że już jest po wszystkim.
SE: - Przyjaźniłyście panie?
RP: - To przyjaźnią ciężko było nazwać, bo to była taka przyjaźń w jedną stronę. To znaczy Marzena zawsze mogła na mnie liczyć i wiedziała o tym i zawsze jak dzwoniła, to mówiła wiesz, że dzwonię do ciebie, bo tylko na ciebie mogę liczyć. Natomiast z drugą strony to było różnie, ponieważ Marzena to był taki wolny ptak. Częściej ona się do mnie zwracała w różnych sytuacjach. I byłyśmy, to prawda, w kontakcie telefonicznym bardzo, bardzo częstym. To było naprawdę kilka razy w miesiącu. Czasami się zdarzało, że nawet kilka razy w tygodniu dzwoniła, bo miała różne problemy, różne przemyślenia i chciała to jakoś ze mną skonsultować. Uważała, że jestem rozsądnym człowiekiem i potrafię jej doradzić.
SE: - Gdyby pani tak zechciała sięgnąć pamięcią i do pana Darka Gnatowskiego, i do pani Marzeny, i do innych osób, które są dla pani ważne z uniwersum Kiepskich. Z czego pani ich najlepiej pamięta?
RP: - Część osób, na przykład Rysia Kotysa, Marzenkę, Kasia Ostrowicza, Krysię Dmochowską, znałam dużo wcześniej z teatru. I te wspomnienia są bardziej realistyczne, ponieważ nawet na planie filmowym rozmawialiśmy o teatrze, o pracy i tak dalej. Na planie "Kiepskich" poznałam Darka Gnatowskiego, Andrzeja Grabowskiego. Ale zawsze było dla mnie dużym przeżyciem, jak do nas odwiedzały wielkie gwiazdy, które pamiętam jeszcze z czasów licealnych. Wtedy nie przychodziło mi do głowy w ogóle, że z kimś takim zagram! Na przykład Zosia Czerwińska, czy pan Kopiczyński, czy Roman Kłosowski. U nas też przecież wystąpił nawet Krzysztof Krawczyk. To jest dla mnie bonus z grania w tym serialu, że mogłam spotkać takie wielkie gwiazdy, które już dziś nie żyją. Bo też tak akurat się stało, że te nazwiska, które wymieniłam, to są koledzy, którzy odeszli. Ale to zawsze było dla mnie wielkim przeżyciem. To był taki powiew świata wielkiego. Może tylko ja to tak odbierałam, ale było dla mnie to zaszczytem, że mogę grać.
Co jeszcze wspominam miło? Uwielbiałam rozmowy z Ryśkiem Kotysem. Na palcach jednej ręki można policzyć filmy, w których on nie grał. I on zawsze opowiadał o pracy na planie tych filmów, na przykład w "Samych swoich" też grał. Oczywiście u Machulskiego, w wielu filmach wojennych, które były kręcone jeszcze na terenie Związku Radzieckiego. I on opowiadał, tak ad hoc, jak pracują reżyserzy, jak się kręci takie filmy wojenne, sceny batalistyczne i tak dalej. On sypał tym z rękawa, można było go słuchać i słuchać. Ja kiedyś Ryśkowi powiedziałam, że powinien napisać książkę na ten temat. Jego wiedza, to były nie tylko anegdoty, ale po prostu historie, które się działy, o których się nie mówi, bo w ogóle mało się mówi. I mówiłam Ryśkowi, żeby on to wszystko opisał, a on zawsze mi odpowiadał: "Wiesz, Ty to opisz. Musisz przyjechać do mnie na wieś, siądziemy i ja Ci będę dyktował". No i nigdy to się niestety nie stało. Tego naprawdę szczerze i najbardziej żałuję. Że ja nigdy nie potrafiłam się z nim umówić, żeby faktycznie pojechać z dyktafonem na wieś.
Ryś zawsze przychodził na plan z "Przeglądem sportowym", ponieważ bardzo się interesował piłką nożną i znał wszystkie wyniki meczów, które się odbywały i w Polsce, i za granicą. Nie mało tego, potrafił wymienić reprezentantów czy piłkarzy, którzy grali w jakichś tam poszczególnych grupach, nawet klubach, nawet przed wojną! To było dla mnie zawsze zagadkowe, że on miał taką pamięć do tych rzeczy, że nie raz Andrzej Grabowski się o coś pytał, a Ryś jak z rękawa odpowiadał: "to było w tym i w tym roku, to taki był wynik meczu, a ten strzelił tyle, a ten tyle".
SE: - Czy Marzena Kiepiel-Sztuka była zadowolona ze swojego życia? Jak je podsumowywała?
RP: - Marzena była człowiekiem, który nie zatrzymuje się nad swoim życiem. Wiem doskonale, że do prasy udzielała prasie różnych wywiadów wspominając w kółko te same rzeczy, ale ona się nie zatrzymywała. Miała plany, zawsze coś tam robiła, była w trakcie nagrywania płyty. Materiał do tej płyty słyszałam, Marzena świetnie śpiewała standardy jazzowe! Na pogrzebie były puszczane jej nagrania. Była wszechstronną aktorką, miała szereg propozycji, funkcjonowała w środowisku, zawsze miała jakieś plany. Często też bywało tak, że jak ja się nie mogłam podjąć jakiegoś działania, to właśnie podsyłałam to Marzenie. I pomimo, że Marzena często się oglądała wstecz, to nie zatrzymywała się i nie było czegoś takiego, "O rany, co teraz będzie", bo już był nowy pomysł, już był nowy plan.
SE: - Panią Marzenę zabiły papierosy?
RP: - Ona paliła do końca, ponieważ tam w hospicjum wychodzą z założenia, że to już nie zaszkodzi. Nie, inne były rzeczy. Nie chcę o tym mówić, ponieważ Marzena tego nie chciała. Można powiedzieć tak, w związku z tym, że Marzena właśnie nie zatrzymywała się, to przegapiła te pierwsze syndromy choroby, zlekceważyła je i dlatego znalazła się w takim punkcie, gdzie już było za późno.
SE: - Ma Pani kontakt z innymi osobami ze Świata Kiepskich?
Tak, oczywiście. Utrzymuję kontakt z Andrzejem Gałone, z Wrocławianinem. Sporadycznie odzywa się do mnie Bartek Żukowski z Anią Ilczuk. Sporadycznie też się gdzieś tam spotykamy w pracy. Właśnie teraz Andrzej Grabowski we Wrocławiu kręci film, więc wybieram się do niego, żeby pogadać.
SE: - Można sobie wyobrazić kogoś, kto ma wizję, że teraz nowe twarze będą wśród Kiepskich...
RP: - To byłby już zupełnie inny serial. Rodzina Kiepskich zdziesiątkowana, my Paździochy, bez głównego bohatera, w kamienicy też już prawie nikogo nie ma...
Chcę dodać jeszcze jedną rekleksję. Kiedyś na Facebooku, to było parę lat temu, zamieściłam fotografie i wspomnienia o wszystkich naszych kolegach, którzy odeszli. Jeszcze wtedy żył Rysiek, jeszcze żył Darek Gnatowski, bo to było jeszcze przed pandemią. Często się zapomina, że ten serial to nie tylko główne postaci i bez tych wątków pobocznych, bez tych epizodów, bez tych ludzi nie byłoby tego serialu. To nie tylko główni bohaterowie tworzą atmosferę, ale każdy aktor, który się pokazał na naszym planie, dawał z siebie bardzo, bardzo dużo. My się wszyscy bardzo lubiliśmy, może dlatego właśnie, że spotykaliśmy się dwa razy do roku... To bo była taka rodzinna atmosfera, zawsze z otwartymi ramionanami przyjmowaliśmy aktorów, którzy przychodzili do nas na gościnne występy, ale również tych, którzy pojawiali się u nas ciągle, mimo że w różnych rolach, no po prostu byliśmy taką zgrana paczką zaprzyjaźnioną. Rozumieliśmy się bez słów na planie, każdy wiedział co ma robić, jak to ma wyglądać. Cieszyliśmy się, że się znowu spotykamy.
SE: - Niestety każdy świat gdzieś tam w końcu odchodzi.
RP: - Oczywiście.
SE: - Świat kiepskich też.
RP: - Też.
SE: - Szkoda.
RP: Chociaż wie pani, czasem słyszę od ludzi na ulicy, że to (od red. "ŚwK") idzie na bardzo wielu kanałach w Polsce i ma ciągle bardzo wysoką oglądalność.
SE: - To prawda.
RP: - Więc faktycznie chyba zasłużył na to miano kultowego. Jak kręciliśmy pierwsze trzy odcinki pilotażowe,
nikt w ogóle w sobie nie zdawał sprawy z tego, że serial może odnieść taki sukces. U nas dzieci nie było na przykład w ogóle, w związku z tym te dzieci na planie nie dorastały. Tylko my się starzeliśmy.
SE: - Nie żałuje pani tej przygody?
RP: - Absolutnie, absolutnie, proszę Pani. Proszę mi pokazać serial, w którym można zagrać tyle postaci, wychodzić ze swojej roli i wchodzić w inną? Tu się gra prostytutkę na francuskiej ulicy, tu się gra diablice, nigdzie bym takiej przygody nie przeżyła, absolutnie. A myśmy doświadczyli tego, że byliśmy wszystkimi kosmitami, i z piekła rodem, i kosmonautami zarazem. Krzyżacy też się u nas pojawiali. Niesamowite to było.
SE: - Jakie są Pani plany zawodowe na przyszłość?
RP. Nie mam żadnych planów zawodowych, jestem w krakowskim teatrze Komedia,
natomiast filmowych propozycji nie mam żadnych i po prostu jestem otwarta. Nie narzekam na brak zajęć,
bo potrafię sobie tak zorganizować życie, że się nie nudzę absolutnie. Jeżeli pojawi się jakaś ciekawa oferta, to miło będzie, ale jeżeli nie, to nie narzekam.