Wróciłem z Trójmiasta. Odkryłem tam, że po Bałtyku można wreszcie niedrogo i do woli podróżować statkami. Po tym, co zobaczyłem, myślę, że do lamusa odejdą te czasy, kiedy po naszym morzu kursowały jedynie pojedyncze i bandycko drogie stateczki, na które mało kogo było stać.
W tym sezonie uruchomiona została duża liczba często kursujących statków i katamaranów wypływających z Gdańska, Gdyni i Sopotu na Hel i do Jastarni, a także z Gdańska do Sobieszewa. Trzy dni pływałem sobie nimi nie tylko po to, aby dostać się na Półwysep Helski, odwiedzić fokarium czy zjeść rybkę. Można z nich podziwiać Gdańsk nad Motławą i stary port, twierdzę Wisłoujście, Westerplatte i stocznię. Następnym razem, do którego się już przygotowuję, muszę zabrać lornetkę.
Ceny w zależności od długości rejsu (od 60 do 110 minut) wynoszą od 12 do 18 zł. Uczniowie i osoby starsze płacą połowę, a rower można zabrać za 1/4 ceny biletu dla dorosłych. Dodatkowo z dworca kolejowego w Gdyni jeździ bezpłatny autobus dowożący do portu pasażerów pragnących dostać się na rejs.
Podróżowanie jest moją wielką pasją i bardzo często w różnych zakątkach Europy i świata widzę świetne, dostępne na każdą kieszeń pomysły. Ich celem jest nie tylko gwarantowanie turystom i okolicznym mieszkańcom dobrych usług, ale również promowanie regionu. Dlatego przykład włodarzy Trójmiasta należy przyjąć z wielką radością, mając jednocześnie nadzieję, że na podobne świetne pomysły wpadać będą samorządowcy w innych rejonach naszego kraju.
Dzięki nim nie będę się już musiał tłuc sześć godzin samochodem, aby dostać się na Półwysep Helski albo jechać zatłoczonym pociągiem. Odpoczynek powinien być miły i wreszcie jest.
PS.
Czekam na wasze obserwacje z Polski, piszcie: