O tym, że los nie oszczędził rodziny gwiazdy, na salonach mówi się od wielu miesięcy. Zresztą Justyna 20 lipca na swojej stronie sama napisała do fanów: "Przyszedł czas, kiedy muszę się skupić na rzeczach innych niż muzyka... Chwilowo proszę Was o wsparcie... Bo nie jest łatwo, ale wiem, że wyjdziemy z tego". Poinformowała swoich wielbicieli, że musi się skupić na rodzinie i z tego ważnego powodu część jej planów zawodowych została odłożona na później.
A wczoraj, jakby chcąc uciąć wszystkie spekulacje, w wywiadzie dla dwutygodnika "Gala" z bólem serca przyznała: - Rak rozpanoszył się w mojej rodzinie... To trwa już dłuższy czas.
Steczkowska nie chce rozmawiać na temat tej strasznej choroby, osoby, którą dotknęła.
- Jestem zdania, że o swojej chorobie jeśli chce, może opowiadać ten, kto jej doświadcza. Wtedy jest to prawdziwe, szczere i głęboko wzruszające... i może pomóc innym - tłumaczy.
Walka z rakiem? Meta już blisko
Jeśli mówi, to jedynie o swoich odczuciach: - Jeśli mówisz nieustannie o cierpieniu, nadajesz temu cierpieniu jeszcze większą siłę. Im więcej optymizmu i wiary w cud, tym szybciej z tego wyjdziesz. Więc nie robię z siebie cierpiętnicy.... Nie mam do nikogo o nic pretensji i żalu, że przyszło mi się z tym zmierzyć. Raczej staram się pomóc tym, których spotykam na szpitalnych korytarzach. Widzę ich trudną codzienność. To wzbudza szacunek i głębokie współczucie. Ta choroba często wręcz przywala ludzi do ziemi, bo wydaje się nie mieć końca.
Na szczęście w przypadku najbliższej sercu Justyny osoby szczęśliwy koniec choroby wydaje się być tuż-tuż! Bo sama gwiazda mówi: - Wygramy... Już jesteśmy blisko, a najgorsze już za nami i do mety jeszcze kilka metrów.