- Strasznie jesteś zaganiany...
- O tak! Wszędzie pędzę. Mam już 18 punktów za szybką jazdę.
- Wygrałeś "Jak Oni śpiewają", grasz w serialach, a jakby tego było mało - dużo występujesz z kabaretem Rak. Czy to przełomowy rok w twojej karierze?
- Są tacy, którzy mówią, że jeżeli jesteś od wszystkiego, to znaczy, że do niczego. Nie chciałbym być potwierdzeniem tej reguły. Sukces w "Jak Oni śpiewają" jest jednak dowodem, że ludzie chcą mnie oglądać. Śpiewaniem się przecież nie wygrywa, ale głosami widzów. I to zwycięstwo bardzo sobie cenię. To przepustka, żeby dalej uprawiać ten zawód.
- Miałeś wątpliwości, czy się do niego nadajesz?
- Nieustanne.
- Ty, świetny student, który od razu dostał angaż w teatrze?
- W pewnym momencie chciałem zmienić zawód. Miałem kłopoty z kręgosłupem i przestawało mnie bawić odgrywanie bajek dla szkół o 9 rano. Były role, jak Stracha na wróble w "Czarnoksiężniku z krainy Oz", gdzie przez 2 godziny skakałem po scenie, w garderobie wypijałem naraz 2-litrową butelkę coca-coli i traciłem głos.
- I poszedłeś do kabaretu Rak. Zdecydowały pieniądze?
- Pieniądze z kabaretu nie są aż tak duże, jakby się mogło wydawać.
- Bardzo ryzykowałeś?
- Panuje opinia, że kabaret to sztuka niższa. Mam inne zdanie. Wyjdź człowieku na scenę, bez strojów, teatralnego światła, i zainteresuj widza. Cały czas się tego uczę. Nigdy nie byłem duszą towarzystwa i nie opowiadałem kawałów na zawołanie.
- Ale za to zawsze dużo śpiewałeś.
- Swój pierwszy fanklub miałem w kościele. Śpiewałem na wszystkich pięciu niedzielnych mszach. Zaczynałem o 6 rano, a kończyłem o 20. Babcie przychodziły, żeby mnie posłuchać.
- Czy ktoś w twojej rodzinie to artysta?
- Nikt. Nie mam żadnych artystycznych tradycji. Do tego stopnia, że kiedy chciałem kupić gitarę, ojciec stwierdził, że ani dziadek, ani on jej nie mieli, to i mnie nie będzie w życiu potrzebna.
- Ale bez gitary też dałeś radę...
- Kiedy dostałem się do szkoły teatralnej, babcia powiedziała mi: - To bardzo niepoważny zawód. Lepiej zostań stolarzem albo górnikiem.
- Czym zajmują się twoi rodzice?
- Ojciec pracował na kolei, a mama w hucie. Dzięki robotniczemu pochodzeniu miałem w szkole stypendium, ale gdyby nie pomoc babci z Niemiec, to i tak byłoby ciężko.
- Z którą cechą swego charakteru nie czujesz się dobrze?
- Są chwile, gdy słucham tylko siebie i wtedy do upadłego bronię swojego zdania. Gdy czuję, że mam rację, walczę. Potem jest mi głupio i mam wyrzuty sumienia.
- W domu też musisz czasem stawiać na swoim?
- Tak, cały czas toczę walkę z żoną o moją hodowlę ptaków. Żona zachowuje się jak jastrząb (śmiech). Najchętniej przepędziłaby je do ciepłych krajów. Wmawia mi, że to dobre hobby na emeryturę. Ucieczka do tego innego świata jest mi potrzebna właśnie teraz, żeby się odstresować i nabrać dystansu. Dobrze jest jednego dnia bywać na salonach, a drugiego zbierać chwasty na polach. To lek na normalność.
- To żona rządzi u was w domu?
- Tak. Doradza mi też, czy przyjąć rolę. Każdy ma taki wewnętrzny głos, który mu podpowiada. Jedni twierdzą, że to Anioł Stróż, inni że szatan, a ja wiem, że to głos mojej żony. Wiele jej zawdzięczam. Bez jej pomocy nie dałbym sobie rady, nawet tekstu uczy się ze mną. Tylko patrzeć, jak wskoczy na moje miejsce.
- Czasami nie ma cię tygodniami w domu. Nie oddalacie się przez to od siebie?
- Uważam, że jest wręcz odwrotnie. Rozłąka cementuje nasz związek. Kiedy po tygodniu nieobecności wracam do domu, na nowo muszę podrywać Kasię (śmiech).
- A inne kobiety wodzą na pokuszenie? Jesteś znany, przystojny.
- W miejscach, w których bywam, jest zawsze wielu bardziej znanych, młodszych, przystojniejszych i atrakcyjniejszych mężczyzn. Nie mam z tym problemu...
- Reżyser Maciek Pieprzyca powiedział, że jesteś jedynym człowiekiem, jakiego zna, który może zrobić karierę, nie rozpychając się łokciami.
- Bardzo się cieszę, że ten świetny reżyser tak mnie postrzega. Do tego, żeby rozpychać się łokciami, trzeba mieć psychikę. Siła przebicia nie jest moją silną stroną, liczę na szczęście.
- Jest ono w tym wszystkim ważne?
- Może nawet najważniejsze. Gdy grałem w swoim pierwszym filmie, "Magneto" u Jana Jakuba Kolskiego, na planie spotkałem Bogusława Lindę. Był wtedy najpopularniejszym polskim aktorem. Powiedział wtedy, że równie ważne jak talent w zawodzie aktora jest szczęście. Pamiętam to do dziś. Wtedy byłem zaskoczony, ale po latach widzę, że miał rację. Oczywiście ideałem jest mieć jedno i drugie.
- Chciałbyś zrobić wielką karierę?
- Wydaje mi się, że każdy aktor, który odpowie na to pytanie, nie, prawdopodobnie kłamie.
- Kim będziesz za dwadzieścia lat?
- Gdy patrzę choćby na Krzysztofa Hankego, lidera naszego kabaretu, widzę, że jestem ciągle na dorobku. Po jednym z występów starszy, schorowany człowiek powiedział mu: "Panie Hanke! Gdy pan umrze, to będzie żal pana pochować". To najlepsza recenzja, jaką można usłyszeć. Chciałbym takiej doczekać.
Krzysztof Respondek (39 I.)
Aktor. Zagrał m.in. w "Magneto", "Sława i chwała", "Odwróceni", "Kryminalni", "Naznaczony", występuje w "Barwach szczęścia" oraz "Agentkach". W 2008 roku wygrał "Jak Oni śpiewają". Główne nagrody, w tym samochód, przekazał na cele charytatywne. Obecnie nagrywa płytę ze znanymi przebojami. Mieszka w Tarnowskich Górach. Zodiakalny Rak. Żona Katarzyna (39 l.) - nauczycielka, mają dwoje dzieci: Antoninę (16 l.) i Florentynę (6 l.). Hobby: ptaki, tenis.