Jego kariera zapowiadała się bajkowo. Stał się znany w 1993 r. po filmie "Samowolka", potem za rolę w "Długu" posypały się pochwały krytyków i nagrody. W ręce aktora trafiła prestiżowa nagroda filmowa - Orzeł w kategorii najlepsza główna rola męska. Rok później otrzymał jedną z głównych ról w najchętniej oglądanym serialu w Polsce - w "M jak miłość".
Choć kariera aktorska początkowo nieźle się rozwijała, Robertowi nie szło w miłości. W 1994 r. rozwiódł się z aktorką Jolantą Fraszyńską (48 l.), z którą ma 26-letnią dziś córkę Nastazję. Choć nie miał siły na ratowanie związku, mocno przeżył jego koniec. - To zostało stwierdzone, że rozwód to drugi największy stres, zaraz po śmierci bliskiej nam osoby. Przed moim rozwodem zmarł mój ojciec. Miałem dwie petardy od razu - wyznał Gonera.
Druga żona, prawniczka Karolina Wolska, urodziła mu dwóch synków: Teodora (12 l.) i Leopolda (8 l.). Ta miłość również się skończyła życiowym dramatem. Drugi rozwód całkowicie go zrujnował. Nagle został bez grosza przy duszy i bez mieszkania.
- Po rozwodzie i podziale majątku zostawiłem mieszkanie matce dzieci. Byłem przekonany, że po doświadczeniach filmowych i teatralnych to kwestia czasu, kiedy zacznie dzwonić telefon, pojawią się propozycje. Myliłem się... - mówił potem Gonera.
Dopiero po latach przyznał się, że był zmuszony pomieszkiwać we własnym samochodzie. - Porzuciłem samochód dopiero wczoraj po trzech latach życia w nim prawie. Był to rodzaj bezdomności. Nie zawsze miałem, gdzie spać, więc spałem w samochodzie - wyznał aktor jesienią 2014 r.
Kluczowym rokiem w jego życiu był rok 2007. Media obiegły informacje, że dziwnie zachowujący się aktor błąkał się samotnie po lesie. Policja zawiozła go wtedy do szpitala. Podejrzewano u aktora załamanie nerwowe. On sam wyjaśniał potem, że wszystko było tragiczną pomyłką. Ale to zdarzenie ostatecznie zniszczyło karierę Gonery. Nikt nie chciał dać mu znaczącej roli w obawie, że coś może się mu przydarzyć. - Jakim prawem ktoś tworzy nieprawdziwy wizerunek, który odbija się na całej ekonomii rodziny i mojej prywatnej latami. Kogo mam oskarżyć?! - aktor do dziś ma żal o to, co się stało.
"Nie chodziłem po lesie, nie byłem agresywny, byłem po prostu skrajnie zmęczony. Zasnąłem wtedy w samochodzie, obudzili mnie policjanci. Byłem przekonany, że ktoś zajmie się w szpitalu moim zmęczeniem. Jakież było moje zdziwienie, kiedy złapało mnie dwóch osiłków pielęgniarzy i na siłę wstrzyknęli mi jakiś lek. Podejrzewam, że było to relanium. Zastrzyk spowodował palpitacje i myślałem, że umrę" - pisał potem na Facebooku.
By zarobić, szukał jakiejkolwiek pracy. Choćby fizycznej. Ale i o tę nie było łatwo.
Robertowi szansę dali niedawno członkowie zespołu Classic, którzy zatrudnili go do swojego teledysku "Miłego dnia", gdzie zagrał u boku Joanny Koroniewskiej (38 l.). - Robert to świetny aktor, zawsze w niego wierzyłem, dlatego zaproponowałem mu rolę w swoim teledysku. Szkoda, że mu się tak życie potoczyło - mówi nam Robert Klatt (44 l.), lider zespołu.
Dziś Gonera próbuje wrócić na prostą. Ratować strzępki kariery, a przede wszystkim odzyskać kontakt ze swoimi synami. Wiele jednak przed nim pracy...
ZOBACZ: Robert Gonera wciąż bezdomny? "Tuła się to tu to tam"