Kiedy w 1993 r. zagrał w filmie „Samowolka”, stał się gwiazdą w Polsce. Wydawało się, że to początek oszałamiającej kariery. Jednak stało się inaczej. Aktor wpadł w tarapaty, uległ słabościom, jak sam mówi, nie dbał o wizerunek, więc praca się skończyła. Grywał tylko nieistotne role. Jednak za Odrą jego talent jest jak najbardziej doceniany. Gonera od dwóch lat gra w serialu „Telefon 110”. W swoim grafiku ma również inne seriale – „Mosty miłości” i „Tatort”.
– Aktorzy nie mają łatwo. Większość z nas żyje w cieniu wielkich gwiazd, które doskonale dają sobie radę na rynku w sensie ekonomicznym. Im te koszty uzyskania przychodu niczego nie zmieniają, ale ci, którzy są niżej, nie mają tak dobrze. Jestem rozgoryczony faktem odbierania twórcom pięćdziesięcioprocentowego kosztu uzyskania przychodu. To było dość nieszczęśliwe posunięcie ówczesnych władz. Poświęcamy naprawdę dużo energii, czasu i pieniędzy na przygotowanie roli. Uważam, że te koszty uzyskania przychodu wynoszą często nawet siedemdziesiąt procent – skarży się Robert. Aktor zaliczył ostatnio dwie role w głośnych produkcjach krajowych – serialu „Belfer” i „Belle Epoque”. Jednak do zarobków niemieckich nie ma nawet czego porównywać. Za cztery serie „Telefonu 110” zarobił blisko 250 tys. zł.