Gdy w 2012 r. Gonera rozwiódł się z Karoliną Wolską, niespodziewanie znalazł się na dnie. Zostawił żonie mieszkanie, a sam stał się bezdomny. Sypiał wtedy w samochodzie. Mimo wielkiej popularności nie mógł znaleźć pracy, a gdy udało mu się ją zdobyć, nie miał pieniędzy, by dojechać na plan zdjęciowy. Wszystko to przypłacił problemami z alkoholem i depresją. Pomogła terapia.
Od tego okropnego momentu w jego życiu minęło już kilka lat. Aktor ma się już znacznie lepiej, ale ciągle jest daleko od tego, czego by chciał. – Wiele osób kojarzy moją twarz, zna filmy, w których grałem. W powszechnym przekonaniu jestem być może popularny. Ale żyję skromnie, bywało, że biednie... – wyznaje aktor w „Twoim stylu”. – Pogodziłem się z tym, zaakceptowałem. To jest właśnie siła spokoju, o której mówiłem. Żeby się nie bać upadku, utraty statusu. Piąłem się po drabinie jak wszyscy z przekonaniem, że będę wyżej i wyżej. A przekonałem się, że niewiele trzeba, by spaść. Ja spadłem. I nie chcę się już wspinać za wszelką cenę. Wkurza mnie, że od facetów oczekuje się, by wciąż osiągali więcej i więcej. Tak się nie da. Ja mówię „stop” – mówi Gonera.
Do szczęścia brakuje mu jeszcze jednego, jak podkreśla – najważniejszego – miłości. – Dziś nie liczy się dla mnie, czy mężczyzna ma przed domem ferrari, ale czy ktoś w tym domu na niego czeka, czy panują w nim spokój, miłość, zrozumienie. Niestety, ja do takiego domu nie wracam. I dziś jestem wobec tego bezsilny – powiedział smutny. DECK