- Odchodzę z Kościoła katolickiego, bo nie jestem katolikiem ani w ogóle osobą wierzącą. Dobry powód? Nie wadzę się więc z Bogiem, nie buntuję, nie mam momentu załamania, napadu wątpliwości. U mnie jest niestety "zupełnie pozamiatane". Jestem ateistą, odkąd pamiętam - tak w 2011 roku Robert Leszczyński wyjaśniał swoją decyzję o apostazji, czyli porzuceniu wiary religijnej.
Matka Roberta nie mogła pogodzić się z tym, że jej syn wystąpił z Kościoła. Podczas pogrzebu płakała nad jego grobem, zapewniając, że był dobrym dzieckiem i miał wszystkie sakramenty.
- Był ochrzczony, miał wszystkie sakramenty, w szpitalu przyjął ostatnie namaszczenie od młodego, bardzo mądrego księdza. I wiem, że Bóg czuwa nad moim synem. Kto może, niech się za niego pomodli - prosiła.
Kapelan gwiazd, ksiądz Janusz Koplewski, twierdzi, że rodziny często proszą o wizytę u umierających bliskich osób, mimo że nie były osobami wierzącymi. Zaznacza jednak, że udzielanie sakramentu wbrew woli chorego nie jest dobrze widziane.
- Jeśli ta osoba jest nieprzytomna, to ja nie wiem, czy on jest wierzący, czy nie. Przychodzę do chorego na prośbę rodziny. To jest dla nich, nie dla niego. Bo przecież byłoby to wbrew jego woli. Był taki przypadek, że kapelan namaścił chorego wbrew jego woli, to to jest wtedy gwałt. Wtedy rodzina popełnia przestępstwo, bo to jest naruszenie nietykalności i dóbr osobistych - twierdzi ks. Koplewski. - Oczywiście, często jest tak, że osoba niewierząca prosi o namaszczenie. Bo ludzie się boją. Nie boją się za życia, a na łożu śmierci się boją - zdradza nam ksiądz.
Rodzina Roberta Leszczyńskiego, przypuszczając, że tak właśnie by chciał, urządziła mu świecki pogrzeb - bez księdza i modlitw. Matka dziennikarza na inny dzień zamówiła jednak mszę świętą za jego duszę.