Gdyby nie on, świat pewnie nie usłyszałby o Przybylskiej. Jak jednak zdradza reżyser, niewiele brakowało, a inna aktorka otrzymałaby rolę Suczki w „Ciemnej stronie Wenus” z 1997 r. – To nie była łatwa decyzja. Kuba Morgenstern, producent tego filmu, powiedział: „Bierz ją, jak się nie boisz” – wspominał w jednym z wywiadów. W filmie „Ania”, który już w piątek, 7 października trafi do kin, dodał, że było wiele od niej lepszych aktorsko dziewczyn. – Ale to ją się pamiętało – słyszymy. Postanowił zaryzykować, co się opłaciło. Ania z dnia na dzień wyrosła na jedną z największych gwiazd w Polsce. Grała w popularnych filmach i serialach. Czekała, aż osiągnie „40” i… przestanie być postrzegana jako seksbomba. Niestety, choroba pokonała ją na kilka tygodni przed 36. urodzinami… Pamięć o niej wciąż jest jednak żywa.
Po ośmiu latach każde wspomnienie o Ani jest dla Piwowarskiego bolesne. – Wolałbym tu siedzieć z okazji tego, że Ania dostała Oscara. Gdyby Anka urodziła się na przykład w Ameryce, to byłaby gwiazdą światowego formatu, taką Julią Roberts. Ona miała coś takiego, że ludzie ją kochali – mówił w TVN 24. Kiedy pytamy go o Przybylską w przededniu rocznicy jej śmierci, nie chce rozmawiać. – Ta data jest dla mnie osobiście bardzo przykra – słyszymy.
Ania Przybylska zmarła 5 października 2014 r. po długiej walce z rakiem. Osierociła trójkę dzieci.