Roman Polańskii w 1978 roku uciekł ze Stanów Zjednoczonych, gdzie został oskarżony o gwałt na 13-letniej Samancie Geimer. Mała modelka przyjechała do willi Jacka Nicholsona na obiecaną sesję zdjęciową. Tam została poczęstowana alkoholem. Przyjęła również zaproponowaną jej pigułkę. Polański wykorzystał odurzoną nastolatkę, mimo jej sprzeciwu. Sprawę gwałtu zgłosiła matka dziewczynki. Po latach Samantha Geimer wybaczyła reżyserowi, a wydarzenia tamtego dnia opisała ze szczegółami w książce "Dziewczynka. Życie w cieniu Romana Polańskiego".
Niedawno ukazała się uzupełniona i poszerzona autobiografia Polańskiego "Roman by Polanski". Przy okazji tego wydarzenia w magazynie "Viva" ukazał się wywiad, którego reżyser udzielił Christine Haas. Dziennikarka zapytała o proces, jaki wytyczono mu w Stanach Zjednoczonych. Christine zasugerowała, że oskarżenie o gwałt mogło był również "oskarżeniem skierowanym przeciwko seksualnemu liberalizmowi lat 70.". Polański podchwycił pytanie, wykorzystując je również jako okazję do wyrażenia swojego zniesmaczenia dwulicowością Amerykanów.
- To jest zadziwiające, jak bardzo Ameryka jest purytańska, będąc jednocześnie największym producentem najpodlejszej pornografii. Jest w tym potworna hipokryzja. A fala tego obskurantyzmu wylewa się na resztę naszej planety. Myślę o złu, jakie wyrządzili Hitler, Stalin, ale także George W. Bush, były alkoholik, który stał się "nowo narodzonym chrześcijaninem". To jest niesamowite, jak jeden człowiek może zaburzyć porządek świata - czytamy słowa polskiego reżysera w magazynie "Viva".
ZOBACZ: Roman Polański zmuszał żonę do udziału w orgiach z prostytutkami?!