Roman Wilhelmi na studia o mało się nie dostał, z powodu wypadku na rowerze, po którym groziła mu amputacja ręki. Ostatecznie wszystko skończyło się dobrze i Wilhelmi dostał się na Wydział Aktorski PWST w Warszawie, który ukończył w 1958 roku. Po studiach dostał angaż w Teatrze Ateneum, gdzie występował aż do 1986 roku. Potem, do śmierci w 1991 roku, grał na deskach Teatru Nowego w Warszawie.
Wilhelmi to nie tylko wybitne role teatralne, ale przede wszystkim niezapomniane kreacje filmowe i telewizyjne. Któż z nas nie pamięta: dozorcy Anioła z serialu „Alternatywy 4”, brawurowej roli w „Karierze Nikodema Dyzmy”, czy Olgierda Jarosza z „Czterech pancernych i psa”. Nie można także zapomnieć o jego grze w „Zaklętych rewirach”, „Prywatnym śledztwie” i „Ćmie”, za którą dostał Brązowe Lwy Gdańskie w 1980 roku. Ponadto aktor występował w serialach młodzieżowych: „Wakacje z duchami”, „Do przerwy 0:1” i „Stawiam na Tolka Banana”.
Roman Wilhelmi - Rodzina
Sukcesy w karierze zawodowej, nie szły w parze z życiem prywatnym. Wilhelmi był dwukrotnie rozwiedziony. Pierwszą żoną była dziennikarka Danuta Machalica. Z drugą żoną, węgierską tłumaczką Mariką Kollar, miał syn Rafała (50 l.). Po rozwodzie w 1976 roku żona Wilhelmiego wyemigrowała z synem do Austrii. Powodem rozstania było m.in. uzależnienie Wilhelmiego od alkoholu.
- Roman miał dwa oblicza: jedno – to śmiejące się - dla świata zewnętrznego i jedno - to płaczące - w życiu prywatnym. W momentach załamania, wątpliwości - i tylko w naszych czterech ścianach - pozwalał sobie na pokazywanie swojego smutnego oblicza. (…)Dla niego wyjechałam z Budapesztu. Gdy stał się popularny, rozpił się - przyznała w jednym z wywiadów Kollar.
Z hulaszczym trybem życia Wilhelmiego wiąże się pewna anegdota. Gdy aktor zapił i nie wrócił na czas do domu, poprosił technika z teatru, by zadzwonił do jego żony i podał, że trafił do szpitala. - Nie, nic poważnego, po prostu zasłabł, więc zostawiliśmy go na badaniach – powiedział. Wówczas zaniepokojona żona, chciała wiedzieć z kim rozmawia - Kto mówi? – zapytała. W słuchawce usłyszała, coś, co pogrążyło Wilhelmiego. - Ja, doktór ordynatór – palnął technik. - Boże, źle obsadziłem… - jęknął aktor, gdy usłyszał błąd językowy.
Żal do Romana Wilhelmiego miał także jego syn, Rafał, który ukończył Wydział Translatoryki Uniwersytetu Wiedeńskiego i został tłumaczem języka polskiego, niemieckiego i angielskiego.
– Kontakt z ojcem straciłem w 1976 roku, gdy musiałem razem z mamą wyjechać do Wiednia. Później spotkaliśmy się tylko raz, gdy ojciec przyjechał do Austrii na plan zdjęciowy. ale wtedy nie było okazji zbyt długo rozmawiać – wspominał Wilhelmi w książce Małgorzaty Puczyłowskiej „Być dzieckiem legendy".
– Mój ojciec notorycznie nie dotrzymywał obietnic. Martwiłem się, gdy wieczorami znikał. Nie spałem. Jak miałem 10 lat, pojechałem z ojcem na wczasy do Bułgarii. Któregoś dnia zostawił mnie na plaży i miał po mnie wrócić. Po wielu godzinach sam wróciłem do hotelu. Drzwi do pokoju były otwarte, a słynny tata gawędził z jakąś panią... Nigdy jednak nie uważałem i dalej nie uważam taty za kogoś złego. Myślę, że gdy się pozna całą historię człowieka, nie można go potępiać – wyznał.
Okazało się, że rodzina nie otrzymała także pieniędzy po Wilhelmim.- Przed śmiercią ojciec zapisał spadek w dziwnych okolicznościach konkubinie i tantiemy za ciągle wznawiane seriale otrzymuje ktoś inny. Chociaż nie zależy mi na jego pieniądzach... – dodał Rafał Wilhelmi.
Grób Romana Wilhelmiego
Znakomity aktor zmarł w listopadzie 1991 roku na raka wątroby i został pochowany na Cmentarzu Wilanowskim w Warszawie. Jego grób jest bardzo charakterystyczny, przedstawia sylwetkę aktora.