Kariera Romana Wilhelmiego
Roman Wilhelmi pasję do aktorstwa odkrył jeszcze w szkole podstawowej, kiedy to miał okazję po raz pierwszy zagrać w przedstawieniu. W 1958 roku ukończył Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Warszawie. Był związany zawodowo ze stołecznymi teatrami. Jego ekranowym debiutem była rola robotnika Janka w filmie "Uwaga, chuligani!" z 1955 roku, z kolei na deskach teatru pokazał się po raz pierwszy jako Stanley w dyplomowym spektaklu "Tramwaj zwany pożądaniem". To dzięki tej sztuce nawiązał współpracę z Teatrem Ateneum - występował w jego szeregach przez trzy kolejne dekady.
W pierwszych latach kariery Roman Wilhelmi był aktorem drugoplanowym. Deklarował, że zdaje sobie sprawę z tego, iż trudno się z nim współpracuje. Nie był również lubiany przez recenzentów. "Mam coś kontrowersyjnego w sobie, coś niegładkiego, nie to, co się podoba. Zawsze byłem trudny w odbiorze" - podkreślał w rozmowie z Anną Retmaniak.
Ostatecznie udało mu się przełamać niechęć do obsadzania go w głównych rolach dzięki wyrazistej roli w spektaklu "Peer Grynt", która zrobiła wrażenie na krytykach oraz odbiorcach. Roman Wilhelmi grał również w takich produkcjach kinowych i telewizyjnych jak "Zaklęte rewiry", "Czterej pancerni i pies", "Zaklęty dwór", "Lalka", "Kariera Nikodema Dyzmy" czy "Alternatywy 4".
Roman Wilhelmi: życie prywatne
Roman Wilhelmi urodził się 6 czerwca 1936 roku. Jako dziecko sprawiał niemałe kłopoty wychowawcze. Był najstarszym dzieckiem Stefanii oraz Zdzisława Wilhelmich. Miał dwóch braci, Eugeniusza i Adama. Jeden z nich po latach wspominał, że Roman zaczepiał rówieśniczki w szkole, ciągnąc je za włosy. Pewnego dnia pierworodny syn państwa Wilhelmich wdał się w bójkę przed domem, a w trakcie awantury wpadł do sklepu delikatesowego przez duże okno. Choć dzięki urokowi osobistemu potrafił wybrnąć z opresji, w pewnym momencie doszło do tego, że Roman Wilhelmi musiał zmienić szkołę. Trafił do placówki z internatem, którą prowadzili salezjanie.
Po ukończeniu pierwszego roku studiów przyszły aktor poważnie ucierpiał w wypadku. Jak wspominał w jednym z wywiadów Wilhelmi, mało brakowało, a straciłby rękę.
- Po pierwszym roku studiów miałem w czasie wakacji poważny wypadek drogowy na rowerze. Groziła mi amputacja mocno potrzaskanej lewej ręki. Pół roku przeleżałem w szpitalu. Uratował mi tę nieszczęsną rękę, którą do dziś mogę podnieść tylko do wysokości barku, młody lekarz - opowiadał.
Nie było tajemnicą, że Wilhelmi nie stronił zarówno od kobiet, jak i alkoholu. Gdy odszedł z "Czterech pancernych i psa", przez pewien czas nie dostawał nowych propozycji zawodowych, a smutki topił w kieliszku. Na szczęście nie był to koniec kariery Romana Wilhelmiego, jednak przez wiele lat nie mógł on uwolnić się ze szponów nałogu - a przynajmniej takie pogłoski krążyły w środowisku artystycznym.
Kobiety Romana Wilhelmiego
Roman Wilhelmi znany był ze swojego zamiłowania do kobiet. Jego pierwszą żoną była Danuta Wilhelmi-Machalica, dziennikarka. Poślubił ją w 1958 roku. Para rozwiodła się w 1967 roku. Jak podaje Viva!, przyczyną rozstania pary były alkohol, awantury wywoływane przez aktora oraz inne życiowe plany. "Wracał coraz później, potem znikał. Wymyślał niestworzone historie, przepraszał, przysięgał i zaczynał od nowa", opowiadała pierwsza żona aktora.
Już w 1969 roku jego drugą żoną została Marika Kollar, tłumaczka. Owocem ich miłości był syn, Rafał. Jak wspominała kobieta, w pierwszych latach życia dziecka Wilhelmi świetnie sprawdzał się w roli ojca i zajmował dzieckiem. W końcu jednak wrócił do imprezowego stylu życia, coraz rzadziej wracał do domu, nie dokładał się do budżetu... W końcu tłumaczka zdecydowała się wyprowadzić, a ich małżeństwo przeszło do historii w 1976 roku. Marika Kollar i Rafał, syn pary, wyjechali do Wiednia. Roman Wilhelmi wprost przyznawał, że na początku tłumaczka żyła jak w raju, jednak później "przeszła przez piekło".
- Kontakt z ojcem straciłem w 1976 roku, gdy musiałem razem z mamą wyjechać do Wiednia. Później spotkaliśmy się tylko raz, gdy ojciec przyjechał do Austrii na plan zdjęciowy, ale wtedy nie było okazji zbyt długo rozmawiać - wspominał Rafał na łamach książki "Być dzieckiem legendy".
Mężczyzna przyznał, że doskwierała mu tęsknota za tatą. Gdy stał się pełnoletni, doszedł jednak do wniosku, że musi poradzić sobie z tym uczuciem. "Zasypałem w sobie potrzebę nawiązania z nim kontaktu i wyjaśnienia jego obojętności", mówił gorzko.
Roman Wilhelmi znany był z zamiłowania do kobiet, a swego czasu plotkowano o jego relacjach z Grażyną Barszczewską, z którą pracował przy kręceniu "Kariery Nikodema Dyzmy", oraz Iwoną Bielską. Druga z pań podczas wywiadu dla "Wysokich Obcasów" wspominała, że była szantażowana przez swojego kochanka!
- Dzwonił do mnie do akademika i mówił: "Jeśli natychmiast nie przyjedziesz, to skoczę z balkonu, bo właśnie stoję na balustradzie". Rozstaliśmy się po dwóch czy trzech latach... Był niezwykły pod wieloma względami. Z jednej strony świadomy swojej wielkości, z drugiej pełen kompleksów, że zbyt rozbudowany, że łysieje - opowiadała.
Ostatecznie Roman Wilhelmi związał się z Lilianą Kęszycką. U jej boku gwiazdor nieco się ustatkował, a także zrezygnował z picia dużych ilości alkoholu. Nie dane było mu jednak żyć długo - krótko później lekarze wykryli u niego raka wątroby z przerzutami do płuc.
Roman Wilhelmi zmarł 3 listopada 1991 roku w Warszawie. Został on pochowany na warszawskim cmentarzu wilanowskim. Aktor doczekał się swojego pomnika i skweru w Poznaniu, a także kilku tablic pamiątkowych. Jego imieniem nazwano również jedno ze stołecznych rond, a w Poznaniu odbywają się Dni Romana Wilhelmiego.