Było kilka minut po godzinie 9, gdy w warszawskim sądzie w korytarzu pojawił się Rafał O. Z nową fryzurą, ubrany w koszulę i dżinsy szedł spokojnym krokiem do sali, gdzie rozpoczynał się jego proces. Przywitał się z obrońcami, poszkodowanym i naszym dziennikarzem. Uśmiechał się, przepuszczał wszystkich w drzwiach. Po prostu inny człowiek.
Kilkanaście miesięcy temu był zupełnie kimś innym. Na jednym z eleganckich osiedli w Warszawie wziął udział w mrożących krew w żyłach wydarzeniach. Była tam awaria wody. Rafał O. podszedł z siekierą do pracownika jednej z firm usuwających usterkę.
– Siedziałem w samochodzie, zapytał, dlaczego nie ma wody. Pan był wyjątkowo pobudzony. Kazał mi spier... z tego miejsca, zaczął grozić, że zniszczy mi samochód. Podszedł do agregatu i z całym impetem uderzył w znak, przebił siatkę, uszkodził urządzenie. Zadzwoniłem więc na policję – mówił nam wtedy mężczyzna.
Funkcjonariusze, nie stwierdzając zagrożenia, odjechali. Wtedy Rafał zaatakował ponownie.
– Był ubrany jak Rambo. Wyciągnął nóż i przyłożył mi go do szyi. Powiedział, że mnie zabije. Znowu zadzwoniłem po policję – wspominał.
Rafał O. został przesłuchany, usłyszał zarzut w związku z kierowaniem gróźb karalnych. Przyznał się do winy. Grozi mu nawet dwa lata więzienia.
Nieoficjalnie udało nam się dowiedzieć, że tuż po feralnych wydarzeniach Rafał rozpoczął terapię dla osób uzależnionych od alkoholu.