"SE": - Jesteś twórcą, który trzyma się raczej na uboczu, nie błyszczy w świetle jupiterów. Ale popularność zespołu na pewno przemeblowała trochę twoje życie.
- Oczywiście, że tak. I skutkiem tego przemeblowania było, że przez moment było z czego żyć, i to na całkiem przyzwoitym poziomie. Może te najlepsze czasy już są za nami, ale nie jest to taka branża, z której wypada się z dnia na dzień. Jako zespół sobie radzimy. Poza tym myślę poważ-nie nad własnym solowym projektem. Może się na to zdecyduję...
- Czy masz jeszcze czas na swoje pasje? Nurkujesz jeszcze?
- Miałem trochę przerwy, bo w wyniku operacji, którą miałem w marcu, dostałem kategoryczny zakaz. Teoretycznie mam go nadal. Lekarz zalecał mi, abym odstawił nurkowanie na rok, ale nie wytrzymałem. Jedną wycieczkę nurkową już zrobiłem.
- Wielu ludzi załamałoby się taką diagnozą - tętniak. A ty sprawiałeś wrażenie człowieka, który się tym specjalnie nie przejął?
- Wiesz, pierwsza diagnoza to była... grypa kolumbijska. Bolała mnie głowa. Poszedłem do lekarza, przepisał mi leki, po nich zrobiło mi się lepiej. Zadzwonili znajomi, że może jakieś piwko... No to poszedłem, piwko skończyło się o 6 rano. Generalnie, jak się lekarze zorientowali, że to jest tętniak, to nawet nie pozwalali mi usiąść na łóżku. Po prawdzie uciekłem spod kosy, złego licho nie weźmie - jak się mówi.
- Czy choroba nie uświadomiła ci, że jednak nie jesteś niezniszczalny?
- To był jednak zimny prysznic. Spowodował, że zastanowiłem się nad sposobem, w jaki traktuję własne ciało. I w jaki sposób reaguję na stres i inne trudne sytuacje życiowe... Zweryfikowałem też nadmierne katowanie swojego organizmu ilością bankietów itd., itd. A więc nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
- Czy twoja obecna narzeczona, Karolina, też nie była powodem tego, że przewartościowałeś sobie trochę życiowe cele?
- Karolina to najlepsze, co mi się mogło zdarzyć w ostatnim czasie w życiu osobistym. Poznałem kogoś, z kim może uda mi się stworzyć od nowa rodzinę, czyli to, co straciłem niestety dwa lata temu. Ona ma na mnie ogromny wpływ.
- Wspominałeś, że dzięki niej przestałeś pić...
- Ktoś coś takiego napisał i to cały czas do mnie wraca. Ja bym tego raczej nie łączył. Bo po pierwsze - nie przestałem pić, bo nigdy nie byłem alkoholikiem. Po drugie - nie musiałem przestać, bo nie rujnowałem sobie życia w ten sposób. Po operacji przestałem pić w ogóle, takie było zalecenie i kropka. Dopóki brałem leki związane z operacją, nie było mowy o alkoholu. Teraz to się zmieniło. Jeżeli jest spotkanie towarzyskie i przy tej okazji pijemy piwo czy też wódeczkę, ja też to robię. To, co naprawdę chciałbym ograniczyć, to palenie, ale jakoś mi się to nie udaje! Na razie wytrzymałem jeden dzień, wczorajszy, a dzisiaj już pękłem i jakoś poszło.
- Z Karoliną schodziliście się chyba trzy razy w przeciągu roku...
- Wiesz co, to było takie docieranie się związku. Poza tym nie byłem do końca gotowy, żeby być dłużej z kimś. To chyba była główna przyczyna...
- Poznałeś już rodziców swojej narzeczonej? Jak zareagowali na ciebie?
- Nie miałem jeszcze okazji. Chcieliśmy zrobić rodzinny obiad świąteczny, ale nie dałem rady. Mieliśmy tyle zamieszania z moim klubem na Piotrkowskiej, że nie mieliśmy siły myśleć o dodatkowych atrakcjach świątecznych. Zaszyliśmy się w domu z moimi dzieciakami z poprzedniego związku i mieliśmy święty spokój.
- A twoi rodzice? Podobno mieli z tobą pański krzyż, buntowałeś się, uciekałeś?
- Tak, oczywiście. W Łodzi byłem chyba na wszystkich koncertach, jakie się tu odbywały w tamtych czasach. Za miasto też się jeździło, piło. Nawet wylądowałem w szpitalu po takiej ciężkiej balandze w Bieszczadach z kolegą perkusistą. Kupiliśmy sobie po dwa takie tanie wina po 3,50 i tak się uraczyliśmy tymi winkami, że następnego dnia wylądowałem w szpitalu z podejrzeniem ataku wyrostka robaczkowego. A to była kolka wątrobowa (śmiech). Nie byłem łatwy, ale pewnie moje córki odpłacą mi pięknym za nadobne. Zresztą mama zawsze powtarzała mi: "Zobaczysz, wszystko ci twoje dzieci oddadzą". Mam takie dwa ziółka, więc pewnie będę miał swoje przeprawy. Na razie mają 5 i 8 lat. Mam czas.
- Czy oprócz muzyki masz jeszcze jakieś namiętności?
- Seks, oczywiście! I samochody - do tego stopnia, że może pojawię się niebawem w TV jako prowadzący program im poświęcony. Sporo pieniędzy zostawiłem u dilerów, więc jest to dobrze znana mi dziedzina...
- Możesz powiedzieć o sobie, że jesteś po trosze człowiekiem spełnionym.
- Myślę że jestem człowiekiem: a) spełnionym, b) zaczynającym nowe życie. Po dwóch latach jakby poza życiem z powrotem zaczynam stawać na nogi i żyć po raz drugi.
- Gdzie bawiłeś się w sylwestra?
- W gronie zamkniętym w moim klubie. Nie robiliśmy dużej imprezy i to mi się bardzo podobało. W końcu u siebie! Bo bardziej przywykłem do sylwestra w pracy, czyli na scenie. Ale chyba ten kryzysowy okres dał nam się we znaki, bo tych zleceń sylwestrowych w tym roku nie było.
- Na blogu Michał informował, że Ich Troje rezygnuje z grania w sylwestra. Ponoć sprawa rozbiła się o kwotę 100 tysięcy złotych...
- Ja nic o tym nie wiem.
Jacek Łągwa (40 l.)
Muzyk, kompozytor, wokalista, filar zespołu "Ich Troje". Rodowity łodzianin. Otworzył klub muzyczny na słynnej ulicy Piotrkowskiej. W zeszłym roku przeszedł skomplikowaną operację tętniaka mózgu. Choć życie dało mu trochę w kość, teraz odnajduje szczęście u boku swojej nowej partnerki Karoliny. Od 2007 r. rozwodnik. Z byłą żoną Dorotą ma dwie córeczki - Marysię (8 l.) i Aleksandrę (5 l.)