Film z czasów, gdy znaliśmy TYLKO dwie płci, czyli 40 lat "Seksmisji"

Juliusz Machulski miał dwadzieścia sześć lat, kiedy jego debiutancki film pt. „Vabank” (1981) osiągnął gigantyczny sukces. Reżyser wiedział, że teraz musi pójść za ciosem. Po kryminalne w stylu retro poczuł, że czas na science fiction. Tylko jak zrobić tak drogi, skomplikowany scenograficznie i niepewny ideologicznie film w czasie trwającego kryzysu gospodarczego?

„Przyłóżmy kobietom za nasze niedole”

Szukając pomysłu, Machulski kierował się zasadą, że należy wybrać jeden element ze znanego nam świata i go usunąć lub zmienić. W trakcie researchu natknął się na koncepcję partenogenezy, czyli takiej odmiany rozmnażania, polegającej na rozwoju osobników potomnych z komórki jajowej bez udziału plemnika. W ten sposób robią niewielkie skorupiaki wodne, nieliczne ryby, płazy i gady – w tym warany z Komodo.

Skoro tak olbrzymie zwierzęta to potrafią, czemu ludzie mieliby być ograniczeni warunkiem zaistnienia plemnika?

Gdy Juliuszowi Machulskiemu mocniej zarysował się wstępny pomysł, udał się z pierwszym scenariuszem – napisanym w Paryżu jeszcze przed stanem wojennym – do Jerzego Kawalerowicza oraz Krzysztofa Teodora Toeplitza (kierowników Zespołu Filmowego „Kadr”). Obu panom bardzo spodobała się historia, lecz początkowo nie byli przekonani do tytułu – wówczas brzmiał on „Lamia”. Takie imię nosiła jedna z bohaterek, grana później przez Bożenę Stryjkównę.

Toeplitz, kierownik literacki, miał ponoć powiedzieć reżyserowi, gdy film pod ostatecznym tytułem „Seksmisja” zyskał akceptację, żeby pamiętał uczynić kobiece bohaterki jeszcze nieco bardziej opresyjnymi i tę radę spuentował słowami:

Wie pan, trzeba przyłożyć kobietom za wszystkie nasze niedole.

Dla Czechów komunizm musiał trwać dłużej

Film już we wrześniu 1981 roku uzyskał akceptację w Naczelnym Zarządzie Kinematografii. W tamtym czasie udawało się to nielicznym scenariuszom, gdyż na fali karnawału "Solidarności" większość miała zdecydowanie antyradziecki charakter.

Na poziomie tekstu cenzura ewidentnie nie wyczuła subtelnej i niezwykle przewrotnej krytyki systemu, lecz… no właśnie, początkowo miała to być koprodukcja polsko-czechosłowacka. Jednak dla studia Barrandov, odpowiedzialnego m.in. za słynnego „Amadeusza” Miloša Formana, czas akcji był zdecydowanie zbyt bliski. Bo jak to, zarzucali z niedowierzaniem Machulskiemu, w 2044 roku już nie będzie komunizmu?

Ze względu na wprowadzenie stanu wojennego termin rozpoczęcia produkcji wciąż się przesuwał i dopiero, gdy reżyser zagroził Kawalerowiczowi, że pójdzie z tym projektem do Zespołu Filmowego „Zebra”, któremu szefował Jerzy Hoffman, kierownik artystyczny „Kadru” dał zielone światło.

Zdjęcia ruszyły w drugiej połowie 1982 roku.

Słabość męskiej populacji

Film został w ówczesnej Polsce odebrany jako satyra na komunizm. Dopiero pierwsze pokazy w Stanach (1984) ukazały, że może być także odczytywany jako antyfeministyczny a nawet seksistowski.

Po pokazie w Minneapolis zostałem bardzo surowo oceniony przez feministki. […] One nie odebrały tego filmu jako krytyki ustroju totalitarnego. Dla nich była to opowieść o wyższości mężczyzn nad kobietami. I mam wrażenie, że tak na Zachodzie "Seksmisja" odbierana jest do dziś.

– relacjonował Juliusz Machulski spotkanie z amerykańską publicznością w wywiadzie dla Polskiego Radia.

Choć w Polsce tamtego czasu również pojawiały się podobne wypowiedzi, rzadziej niż na Zachodzie, dostrzegano także feministyczny charakter „Seksmisji”. Na uwagę według krytyków zasługiwał fakt, że ten film pokazywał słabość męskiej części populacji, czyniąc z kobiet te silniejsze i lepiej zorganizowane. Tym bardziej, że typy mężczyzn, reprezentowane w filmie Machulskiego, były raczej powodem do wstydu. W przeciwieństwie do kobiet, zachwycających słowiańską urodą i siłą. Tutaj trudno nie wspomnieć o Lamii, granej przez Bożenę Stryjkównę.

Porzuciła karierę filmową

Oczywiście to Jerzy Stuhr grał w „Seksmisji” pierwsze skrzypce. I rzecz jasna w niczym nie ustępował mu Olgierd Łukaszewicz. Jednak bez występującej z nimi Bożeny Stryjkówny ten duet byłby niepełny. Stworzyła ona tak wyrazistą rolę, że łatka aktorki z filmu Machulskiego przyczepiła się do niej na lata. I nie pomagało z pewnością również to, iż prywatnie była z reżyserem przez trzynaście lat w związku małżeńskim.

Choć dostawała różne propozycje, a kariera filmowa stała przed nią otworem, postanowiła na stałe związać się z teatrem – uważała, że w większości oferowano jej funkcje dekoracyjne przed kamerą, czym nie była zainteresowana.

Na samym początku, tuż po "Seksmisji", to był świadomy wybór. […] Zawsze szczególnie ceniłam sobie pracę na scenie. Gdy wtedy położyłam na szali te dwie formy artystycznej realizacji, okazało się, że w teatrze mogę zdziałać więcej.

– mówiła w wywiadzie dla dziennika.pl kilka lat temu.

Do 2014 roku filmowa Lamia pracowała jako zastępczyni dyrektora artystycznego Teatru Ochoty, od niedawna w pełni oddała się edukacji młodzieży.

„Kopernik była kobietą!”

„Seksmisja” jest dzisiaj uważana za najlepszą lub jedną z najlepszych komedii w historii polskiej kinematografii. Opowieść o antyutopijnej wizji przyszłości, w której panuje matriarchat, wciąż bawi do łez. To nie tylko zasługa świetnego aktorstwa oraz sprawnie napisanego scenariusza autorstwa Juliusza Machulskiego, Jolanty Hartwig i Pavla Hajnego o doskonale wymierzonych zwrotach akcji i genialnym zakończeniu. Lecz o kultowości tego filmu świadczą zwłaszcza teksty, które na stałe przeniknęły do języka polskiego, choćby „Kopernik była kobietą” czy „Kobieta mnie bije!”.

W związku z 40. rocznicą film, warto sobie go odświeżyć i sprawdzić, o czym dzisiaj jest dla nas „Seksmisja”. Czy to nadal krytyka totalitaryzmu, film antyfeministyczny a może… coraz mniej uniwersalna opowieść o odwiecznym konflikcie TYLKO dwóch płci?

Sonda
Czy Seksmisja powinna wrócić na ekrany?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki