Kinga Rusin już dawno temu ogłosiła, że odchodzi z mediów i nie planuje do nich wracać. Znana i lubiana niegdyś dziennikarka TVN ruszyła w podróż - zwiedziła mnóstwo krajów na całym świecie, nie tylko w Europie, a wszystko dokładnie relacjonowała w mediach społecznościowych, gdzie - na samym Instagramie - śledzi ją ponad pół miliona osób. Teraz, niespodziewanie, na jej profilu pojawił się zagadkowy wpis. "Nie zamieniłabym tych przeżyć na nic innego, na jakiekolwiek "pokazy mody". Piękne suknie poczekają", napisała. I pokusiła się o kilka refleksyjnych zdań na temat życia. Opowiedziała fanom o jednej z wypraw swojego życia. "W niecałe dwa miesiące przejechaliśmy ponad 10 tys. km, po tajdze i tundze Alaski i Jukonu, wzdłuż lodowców, dolin, rzek, po szczytach i w kanionach, po drogach i bezdrożach", rozpisuje się Kinga Rusin. Zahaczono o pięć hawajskich wysp i o trzy amerykańskie stany: Montana, Idaho, Wyoming. "Z "zimnego" trafiliśmy do "ciepłego", żeby skończyć w suchym i upalnym w dzień i mroźnym w nocy", wyznała. A później ogłosiła coś, co wywołało sensacyjne plotki.
Sensacja! Wielki powrót Kingi Rusin. Zatrzęsie w posadach, tuż przed wyborami!
Okazuje się, że Kinga Rusin, która przeleciała nad wszystkimi wulkanami na hawajskiej wyspie Big Island, postanowiła teraz w wielkim stylu powrócić do Europy, a konkretnie do... Polski. Dziennikarka pojawiła się w Warszawie, na niecały miesiąc przed wyborami, co wywołało falę spekulacji. Czy zamierza wrócić do mediów? A może zatrudni ją w Polsacie Edward Miszczak, z którym niegdyś się dobrze dogadywali? Plotek jest mnóstwo.
- Trochę Dzikiego Zachodu w Warszawie. Pierwszy dzień i od razu impreza - napisała zagadkowo Kinga Rusin na Instagramie.
Ale w innym ze swoich wpisów zaznaczyła, że wraca do Europy "na chwilę". Może przyleciała, by w październiku oddać głos podczas wyborów, a może postawiła zatrząsnąć w posadach tym, co dzieje się w Polsce? Pozostaje nam czekać na rozwój wydarzeń.