Emil Karewicz spędził w Instytucie Kardiologii w podwarszawskim Aninie ponad tydzień. Jego serce było przeciążone i zaczęło płatać mu figle. Przez niewydolność mięśnia sercowego powstają w płucach zatory i spiętrzenia krwi. Może to doprowadzić do niewydolności układu oddechowego. A to w tym wieku jest niezwykle groźne.
- Rozklekotało mi się nieco to moje serce. Pewnie jest już zbyt przechodzone, ale dzięki Instytutowi Kardiologii w Aninie już jest pod kontrolą. Czuwamy nad tym, żeby tego klekotu było jak najmniej. Ale cóż robić? Serce wrażliwe, a powodów do stresów dookoła nie brakuje, oj nie brakuje - ze smutkiem w głosie zdradza "Super Expressowi" Emil Karewicz.
W domu aktor musi jednak bardziej na siebie uważać. Pan Emil dostał kilka recept z lekami i musi zmienić swoją dietę. Musi zrezygnować z soli, tłustych posiłków i słodkości. Niezbędne jest też ograniczenie nabiału. Niestety, czeka go teraz jedzenie surówek, kisieli oraz pieczywka z masłem.
Aktor, mimo że ma 86 lat, ciągle pracuje. Bo jak twierdzi, nie ma nic gorszego w tym fachu jak niemożność występowania. Na szczęście "Barwy szczęścia", serial, w którym teraz gra, nie pozwolił mu zapomnieć, że ciągle jest aktorem. Karewicz marzy jednak, by stanąć jeszcze na deskach teatru.
- Owszem, chciałbym jeszcze zagrać. Ale sama chęć nie wystarczy. A sił swoich nie za bardzo jestem pewien. Być może byłoby tak, że jak koń emeryt, były kawalerzysta, obecnie szkapa dorożkarska, kiedy posłyszy orkiestrę wojskową, poderwie swoją siwą grzywę, oko mu zabłyśnie i już noga kopie do marszu. No, ale koń to koń - żartuje Brunner.
Właśnie mija 61. rocznica, gdy po raz pierwszy Karewicz stanął na deskach teatru. Niestety, o benefisie aktora jakoś nikt nie pomyślał...
- Jakiś czas temu, grając gościnnie w Łódzkim Teatrze Dejmka, usiłowałem obejść 85-lecie swego życiorysu, ale znów jakoś nie wyszło. Jubileusz urządziłem w domu wśród najbliższych. Moje życie wypełniło aktorstwo. Nawet w czasie wojny, w wojsku, w teatrze przyfrontowym ono było moim celem. Teraz, kiedy mi tego brakuje, żadne namiastki pustki nie są w stanie zapełnić. Ale nie upadajmy na duchu. Mam jeszcze tyle przed sobą lat... - kończy Emil Karewicz.