- Nie rozmawiamy ze sobą od 1992 roku - mówi Reszka w rozmowie z "Super Expressem". Pan Seweryn mieszka obecnie w Kanadzie, prowadzi tam swoją firmę. Ale przed laty był menedżerem popularnego Perfectu. Przyjaźnił się z Hołdysem, ale tylko do momentu, gdy muzyk wydał płytę, nie dzieląc się zyskami.
- O tym, że Hołdys wydał płytę z nagraniami zespołu jako swoimi, dowiedziałem się od dziennikarza radiowego. Nie wiedziałbym o tym, od lat mieszkałem w Kanadzie. Okazało się, że firma Polton i Hołdys wydali właśnie trzy nasze long playe "Live. Apirl 1, 1987" na dwóch płytach CD. Hołdys wydał je jako własne! Powiedział Poltonowi, że tylko on ma prawa do materiału. To nieprawda. Muzycy, w tym Hołdys, inżynier dźwięku, współwłaściciel studia nagraniowego, ja jako menedżer... W sumie 9 osób miało prawo do materiału. W 1987 r., za połowę honorarium, za kilkaset tysięcy złotych zleciliśmy nagranie koncertu w hali "Olivia" w Gdańsku. A więc wygląda na to, że zostało okradzionych... 8 osób. Nasze nagrania przyniosły spory dochód, ale tylko jeden ze współwłaścicieli - Hołdys - czerpał z tego korzyści materialne - mówi "Super Expressowi" rozżalony Reszka. Sprawę sprzed lat opisuje też na stronie www.perfectrockband.pl.
Tuż przed wydaniem spornych płyt CD były menedżer przyleciał na święta do Polski. Był grudzień 1991 roku.
- Kiedy spotkałem Hołdysa w klubie jazzowym Akwarium, dostrzegłem w jego oczach... przestrach i zaskoczenie. Dopiero po paru miesiącach zrozumiałem tę jego reakcję. On myślał, że ja już wiem o przewale i przyleciałem w tej sprawie - mówi "Super Expressowi" Reszka.
Ale wtedy jeszcze nie wiedział. Kiedy to do niego dotarło, zrobiło mu się przykro. On i Hołdys byli przyjaciółmi, znali się od 1974 r., niegdyś nawet razem pomieszkiwali.
- Poczułem się zdradzony, oszukany, okradziony przez człowieka, który kiedyś był moim przyjacielem, ale nie chodziło tylko o mnie. Ja w Kanadzie miałem z czego żyć, ale w 1992 r., gdy wyszły te dwie trefne, oszukane CD, 100 tys. dolarów - tyle mógł wynosić zysk Hołdysa - były ogromnymi pieniędzmi. Byłem niegdyś menedżerem zespołu, czułem się odpowiedzialny za muzyków. Napisałem więc oświadczenie i wezwałem firmę Polton i Hołdysa do naprawienia błędu, uregulowania spraw finansowo-prawnych. Szef firmy powiedział mi, że ma dokument podpisany przez Hołdysa, że materiał jest tylko jego. Hołdys nie odpowiedział nigdy. Nie rozmawiamy ze sobą od 1992 roku - tłumaczy Seweryn Reszka.
Menedżer znalazł sposób, by ukarać Hołdysa.
- Jedyną karą mogło być reaktywowanie zespołu bez niego, co uczyniliśmy - wyznaje Reszka i dodaje: - Hołdys wiesza psy na muzykach z zespołu, a sam nie gra, tylko żyje z zespołu blisko od 20 lat. Przecież ma procenty z każdego koncertu, biletu...