Za kilka dni obchodzona będzie pierwsza rocznica śmierci Kory. Z tej okazji jej mąż Kamil Sipowicz udzielił wywiadu "Vivie!". W rozmowie z dziennikarką mężczyzna wspomina ostatnie tygodnie życia ukochanej. - Przez ostatni tydzień Kora już się nie komunikowała. Człowiek nawet nie wie, czy ta osoba, kiedy jest już nieświadoma, cierpi czy nie cierpi. Nie można tego wyczuć. Pani Magda, która w ostatnich tygodniach najbardziej zajmowała się Korą, twierdzi, że była bardzo szczęśliwa. Mówiła jej nawet, że wstydzi się tego, że czuje się szczęśliwa - powiedział Sipowicz w wywiadzie.
Sipowicz przyznaje, że dopiero teraz, po roku, zaczyna do niego docierać, jak bardzo Olga cierpiała. - Nie mogłem za bardzo zagłębiać się w jej cierpienie, w jej odczucia. Moja empatia była wtedy wyłączona, bo gdybym za bardzo myślał czy wczuwał się w to, co ona czuje, byłbym sparaliżowany. A musiałem załatwić setki spraw: łóżko, lekarza, pielęgniarki, lekarstwa, morfinę, to, tamto, siamto…
Kora kochała Roztocze
Ukochanym miejscem na ziemi Kory było Roztocze. Od jej odejścia, w domu nic się nie zmieniło. - Nawet pantofle Kory, takie kapcie przywiezione z Grecji, stoją w tym samym miejscu, gdzie ona je postawiła. Mnóstwo rzeczy zachowałem, żeby było tak, jak Kora pozostawiła. (...) Kora starała się ten dom uporządkować, ustawić wszystko tak, żeby żyło nam się wygodnie - wyznał Kamil Sipowicz w "Vivie!".