„Z kopyta kulig rwie”, „Prześliczna wiolonczelistka”, „Wszystko mi mówi, że mnie ktoś pokochał”, „Medytacje wiejskiego listonosza” – przeboje, które stworzyli pół wieku temu, niemal w ogóle się nie zestarzały. Wciąż chętnie się przy nich bawimy i wzruszamy. Sami muzycy nie mają wątpliwości, że to dzięki pięknym, mądrym tekstom, które pisali dla nich najlepsi – Wojciech Młynarski, Agnieszka Osiecka, Jonasz Kofta. Ale nie byłoby mowy o sukcesie, gdyby nie dwóch braci z Krakowa – Andrzej i Jacek Zielińscy – którzy odważyli się tworzyć muzykę, jakiej w Polsce nigdy dotąd nie było.
Podhalański rock’n’roll
Jak przyznaje Andrzej Zielińśki, żaden z nich nie sądził, że ich przygoda z zespołem potrwa tak długo. - Studiowaliśmy na Akademii Muzycznej i chcieliśmy się troszeczkę zabawić lżejszą formą, a potem wrócić do studiów – wspomina.
Ich muzyka nie od razu się spodobała. Na początku byli wygwizdywani, a piosenki „Kochajcie Bach dziewczęta” publiczność po prostu nie rozumiała. Skaldowie postanowili więc tworzyć bardziej rozrywkową muzykę. Muzyczną wirtuozerię połączyli z rockowym brzmieniem Beatlesów, ale także góralskim folkiem, który pochodzącym z Krakowa i okolic muzykom od zawsze była bliska. Tak stworzyli swój własny unikatowi styl, a prasa okrzyknęła ich mianem „Juhasów polskiego big-beatu”. Tak rozpoczęli w Polsce muzyczną rewolucję, które dotarła także do krajów ZSRR – od Estonii po Tadżykistan, gdzie ich koncerty przyciągały tłumy. Ze względu na ciągłe życie w trasie koncertowej muzyków w końcu wyrzucono ze studiów, ale – jak sami przyznaję – nigdy tego nie żałowali.
Niezniszczali
Dobra passa trwała do końca lat 70., jednak wprowadzenie Stanu Wojennego zdawało się położyć jej kres. Muzycy przebywali wówczas w Stanach Zjednoczonych w ramach trasy koncertowej. Wówczas Andrzej Zieliński postanowił zostać w USA na stałe, a zespół zawiesił działalność, jednak pięć lat później Jacek Zieliński, choć jego brat połączył z nimi siły ponownie dopiero po 25 latach.
W 2016 roku fani zespołu wstrzymali oddech, gdy samochód, którym podróżowali muzycy uległ poważnemu wypadkowi. Choć sami Skaldowie przyznają, że otarli się o śmierć, jednak wyszli z niego niemal bez szwanku, nie przerywając trasy koncertowej. Choć od ich debiutu Krakowskiej Giełdzie Piosenki minęło już ponad pół wieku, zespół – w niemal niezmienionym składzie - nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. W minionym roku wydali kolejny, siedemnasty już, album „Taki blues” i już planują kolejne koncerty.