Ostatni odcinek „Złotopolskich” został wyemitowany w 2010 roku. Dużo wcześniej, bo w 2002 roku z serialem pożegnała się Anna Nehrebecka. Grana przez nią Barbara miała nowotwór mózgu, leczenie w Polsce nie przynosiło efektów, więc zdecydowano się na leczenie w Szwajcarii. To właśnie tam zmarła podczas operacji. Do tej pory nie było wiadomo, dlaczego Nehrebecka odeszła. Ona sama nie lubiła poruszać tego tematu w wywiadach.
- Ja, choć kiedyś grałam w wieloodcinkowym serialu, to jednak nie zmartwychwstałam. Mówię o "Złotopolskich", jeśli pan pamięta? Moja Barbara Złotopolska została tam uśmiercona, a potem jej ciało spalono i rozsypano wokół Złotopolic. Trudno byłoby z tego "prochu powstać". Czego nie żałuję, jedynie formy, z jaką się ze mną wtedy rozstano. Ale spuszczam nad tym zasłonę milczenia - mówiła przed laty.
Karol Strasburger i jego żona przechodzą małżeński kryzys? Szokujące plotki! Wiemy, jaka jest prawda
Dopiero teraz Anna Nehrebecka odważyła się powiedzieć, co tak naprawdę stało się na planie produkcji TVP.
- Nigdy o tym nie mówiłam, ale było to dla mnie przykre przeżycie. O tym, że produkcja zamierza zrezygnować z mojego wątku, dowiedziałam się tuż przed zdjęciami, od jednej z pań garderobianych. Moje zdumienie było tym większe, że kilka dni wcześniej zaproponowano mi kolejną serię i toczyliśmy dyskusje o perypetiach mojej bohaterki. Zależało mi, aby była wiarygodna, a sytuacje, które ją spotykają, układały się w logiczną całość. Najwidoczniej nie spodobało się to tym, którzy decydowali o losach serialowych bohaterów. Tego dnia na planie była jedynie asystentka asystentki, od której dowiedziałam się, że Basia wkrótce umrze, a jej prochy zostaną rozsypane na cztery wiatry - wspomina aktorka.
To jedna nie koniec. Chwilę później pojawiły się szokujące oskarżenia pod jej adresem. - Trzy dni później usłyszałam od jednej z koleżanek z teatru, że postanowiono mnie wyrzucić, bo awanturowałam się o pieniądze. Napisałam do szefostwa, że czuję się urażona, a od ludzi kultury oczekiwałabym odpowiedniego zachowania. Tydzień później dostałam bukiet kwiatów ze swoim nazwiskiem napisanym przez „ch”, a po mieście zaczęły krążyć jakieś legendy na temat mojej domniemanej chciwości. Doprawdy! Gaża nie jest najważniejszą rzeczą, jaką biorę pod uwagę w rozmowach zawodowych. To oczywiste! - wyznała w wywiadzie dla tygodnika „Tele tydzień”.