Jeremiasz ma dzisiaj 10 lat, a kiedy lekarze przeszczepili mu wątrobę od taty, miał zaledwie 7 miesięcy. Ryzyko było ogromne, bo chłopiec tak naprawdę był za mały na tak poważną operację.
- W momencie transplantacji dzieci powinny mieć od 2 do 4 lat, żeby było prawdopodobieństwo, że się uda. Mój syn miał 7 miesięcy. Takim dzieciom się tego nie wykonuje i takich dawców jak ja się nie bierze, bo jest za duże zagrożenie życia i zdrowia, a za małe prawdopodobieństwo że się uda – opowiada Jarosław Jakimowicz w "Fakcie".
Aktor zdradził też, że do operacji przygotowywał się 2 miesiące, bo tyle trwały badania na zgodność przed przeszczepem. – Mimo tych wszystkich rzeczy, które mogły świadczyć o tym, że nie będę mógł być dawcą, ja od początku wiedziałem, że to będę ja. Nikogo innego nie badaliśmy, nikogo poza mną. Ja konsekwentnie, zawzięty, mówiłem że to będę ja. Można to nazwać przeczuciem, wiedziałem że tak musi być. Może nie jestem bardzo religijnym katolikiem, ale wierzę w Boga i zawsze miałem przemyślenia na ten temat – tłumaczy.
I kiedy okazało się, że może być dawcą wątroby dla synka, nie wahał się ani chwili. – Efekt był taki, że jak za pstryknięciem palca: „odpalono" moją starą wątrobę i gra do dzisiaj, nie ma żadnych problemów. Nie było powtórnych operacji, nic nie trzeba było robić. U nas nastąpił cud i do dziś jesteśmy tym cudem – cieszy się aktor.
Zobacz: Polak przepadł w Himalajach! Lucjan został w zagrożonym rejonie żeby ocalić turystkę?
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail