– Dostałem pisemko, w którym ZUS po 37 latach płacenia wymaganych stawek gwarantuje mi 386 zł emerytury. Nie mogłem w to uwierzyć. Moja żona się śmiała, że nawet łódki nie zatankuję za te pieniądze, nie mówiąc już o samochodzie. Według ustawy jeśli nie osiągam 700 złotych, to i tak je dostanę, co nie zmienia faktu, że państwo robi sobie z nas żarty – opowiada „Super Expressowi”.
Świerzyński, który uchodzi za dość majętnego człowieka i na szczęście na brak pracy nie narzeka, solidaryzuje się z ludźmi, którzy już teraz zarabiają niewiele i nie mają szans na dorabianie do emerytury.
– Żeby żyć na przyzwoitym poziomie, zamierzam i muszę pracować do końca życia. Niech oni mi tej emerytury nie dadzą, nawet jej nie chcę, ale niech mi zagwarantują, że będę zdrowy, bo naprawdę lubię swoją pracę i będę śpiewał, dopóki ludzie będą chcieli mnie słuchać – deklaruje artysta.
– Moja sytuacja nie jest zła, ale nie mogę cicho siedzieć, kiedy mnie się wylicza na 386 zł, a sędziemu gwarantuje się 12 tys. spoczynkowej emerytury, gdzie to ja na niego płaciłem – nie kryje swego oburzenia gwiazdor.
Sławomir Świerzyński zauważa również, że oprócz składek ZUS płaci również ogromne podatki, które pokaźnie zasilają Skarb Państwa.
– Nie wierzę, że w ogóle jakąkolwiek emeryturę dostanę. Wolałbym co miesiąc przelewać tę kwotę na konto oszczędnościowe w banku i przynajmniej miałbym pewność, że nie wyjmę mniej niż włożyłem – zauważa wokalista Bayer Full.