Śmierć Wodeckiego. Córki i żona były z nim do końca

2017-05-24 4:00

Trudno się pogodzić z tą śmiercią. Zbigniew Wodecki (†67 l.) zmarł w poniedziałek w Warszawie po rozległym udarze mózgu. Ale nie był sam. Przy artyście czuwały na zmianę kobiety jego życia: córki oraz żona Krystyna. Nie zabrakło przy nim także przyjaciółki Olgi Bończyk (49 l.).

O śmierci artysty poinformowano na jego oficjalnej stronie internetowej.

"W piątek 5 maja Zbigniew Wodecki przeszedł w Warszawie operację by-passów. Jeszcze w niedzielę czuł się dobrze i rozmawiał z bliskimi. Niespodziewanie 8 maja nad ranem doznał rozległego udaru mózgu. Mimo niezwykłej woli życia i starań lekarzy udar dokonał nieodwracalnych obrażeń. Odszedł od nas w dniu 22 maja w jednym z warszawskich szpitali. Żona i dzieci były przy nim" - czytamy w sieci.

Rzeczywiście, rodzina nie opuszczała Wodeckiego nawet na chwilę. Starsza córka czuwała u boku ojca bez przerwy. Ze zmęczenia kładła się nawet na murku przed szpitalem, gdzie wychodziła porozmawiać przez telefon. Żona trzymała go za ręce. Ale Wodecki mógł też liczyć na przyjaciół. W szpitalu regularnie pojawiała się Olga Bończyk, która w internecie apelowała o modlitwę za zdrowie muzyka.

"Zarówno ja, jak i wszyscy jego przyjaciele oraz bliscy jesteśmy z nim w tych trudnych chwilach" - napisała na Facebooku, gdy Wodecki doznał udaru.

"Nie znajduję słów... Do końca wierzyliśmy, że wyzdrowiejesz. Zbyszku... za wcześnie od nas odszedłeś. Teraz już tylko pustka" - napisała w poniedziałek, żegnając przyjaciela.

ZOBACZ: Zbigniew Wodecki opowiada żart o swojej śmierci [WIDEO]

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają