Gwiazdor takich seriali jak „Czterej pancerni i pies”, czy „Ranczo” w książce „Jak mieć w życiu frajdę” otwiera się na temat swojego odejścia. „Ja się śmierci nie boję. Ja swoje przeżyłem. Już nie mam jakichś aspiracji ani życiowych, ani osobistych, ani zawodowych” – opowiada bez zahamowań. Aktor, który za dwa tygodnie będzie świętować urodziny, martwi się jedynie o to, by nie cierpieć. „Tylko proszę Boga, żeby odejść w miarę spokojnie, bez boleści. No i żeby później spotkać się z małżonką. Tam, na górze. Może już przygotowała dla mnie jakie przyjęcie? To by było fantastyczne!” – dodaje.
Żona Pieczki Henryka (†71 l.) zmarła w 2004 r. i od tego czasu aktor nie związał się z nikim. Wspomnienia o żonie wciąż powodują u niego łzy w oczach. „W roku naszego półwiecza żona nagle zmarła. Jakaś choroba, polineuropatia itd. Bardzo szybko odeszła z tego świata. Na szczęście nie męczyła się za bardzo, ponieważ to szybko poszło” – opowiada pan Franciszek. „Nie mogę jej zapomnieć. I to też jest w domu. Kiedy biorę jakiś przedmiot, od razu kojarzę, że to ona coś tam z nim robiła. Albo zapiski jakieś, gdzie zapisywała daty. Wszystko stale mi ją przypomina. Ale tak pozytywnie, nie na minorowo, że robię się strasznie przygnębiony. Wiem, że pewne rzeczy są nieodwracalne. I to, co się stało, już się nie odstanie. To tylko w „Jańciu Wodniku”, którego grałem, Jańcio siedzi na ławce i chce cofnąć czas. A tego się nie da zrobić” – tłumaczy.
Wybitny aktor dodał, że nigdy nie przestanie kochać swojej żony... "Mnie się wydaje, że ta emocjonalna miłość, fascynacja, te emocje z młodości, przecież nie zawsze trwają. Nawet nie zawsze są. Kiedy człowiek jest już stary i jest razem z tą małżonką, z tym kimś bliskim, to przecież już nie są tamte emocje. Ale to jest ważne, kiedy widzę, że jestem akceptowany przez drugą stronę i ja akceptuję tego kogoś. Ze wszystkimi jego ułomnościami i vice versa. To jest duża radość".