"Super Express": - Anna Mucha pod wrażeniem burd, które miały miejsce 11 listopada w Warszawie, oświadczyła, że ma w nosie Boga, honor i ojczyznę. Jak pan odbiera takie stwierdzenie?
Jerzy Zelnik: - To jest jej problem. Myślę, że dojrzeje i z tej miałkości przejdzie do sytuacji, w której będzie odczuwała potrzebę wyższych wartości, wychodzących poza życie codzienne. Nie mnie jednak nawracać Annę Muchę.
- Joachim Brudziński stwierdził wręcz, że to, co powiedziała, to idiotyzm.
- Idiotyzm, nie idiotyzm - myślę, że ona po prostu nie dojrzała do wyższych wartości, znajduje się na płytkim gruncie. Z upływem lat będzie pewnie głodna czegoś głębszego. Ja jako sześćdziesięcioparoletni człowiek już dawno, pewnie mając dwadzieścia kilka lat, rozstałem się z takim życiem powierzchownym.
- Czyli to po prostu wyraz niedojrzałości?
- Może niekoniecznie jest to wyraz niedojrzałości. Po prostu świadomość jeszcze nie jest tak rozwinięta i być może w związku z tym potrzeby duchowe człowieka są słabsze. Trudno mi powiedzieć, ponieważ na co dzień nie analizuję tego przypadku.
- Słowa Anny Muchy padły 11 listopada. Jest to rocznica odzyskania niepodległości, ale jednocześnie termin największej patriotycznej demonstracji w kraju. Gdzieś na jej obrzeżach dochodzi do starć chuliganów z policją albo też policji z chuliganami, zależy od wersji...
- Tu nie chodzi o wersję, tylko o fakty. W poprzednich latach były albo bojówki niemieckiej Antify, które przyjeżdżały do Warszawy, albo też prowokatorzy, którzy byli pewnie policjantami czy kimś innym, a udawali kibiców. Trzeba by było zbadać tę sprawę. Ja nie jestem prokuratorem, nie byłem też na miejscu, więc nie będę tego robił. Widziałem tylko przekazy telewizyjne. W tym roku były w miarę obiektywne, choć przez ostatnie trzy lata nie brakowało w nich tendencyjności - chodziło wtedy o ośmieszenie różnych odłamów środowisk prawicowych. Jeśli miałbym się kierować intuicją, to być może lewica macza w tym swoje jakże czerwone dłonie.
- Czy może być tak, że słowa Anny Muchy - mówiąc delikatnie bardzo niefortunne - były wyrazem sprzeciwu właśnie wobec tych burd, do których dochodziło na marginesie Marszu Niepodległości?
- Moim zdaniem raczej Anna Mucha żyje w lęku. W ogóle naród jako całość zrobił się lękliwy. Ten naród, jeden z najdzielniejszych na świecie, z ogromnymi tradycjami walki o wolność naszą i waszą, nagle zrobił się strasznie bojaźliwy. Czasem aż przykro patrzeć na te reakcje publiczności bojącej się o swój codzienny byt. Zresztą ten byt i tak jest narażony na różne kłopoty wynikające ze złego gospodarowania Polską. A ten strach jeszcze się pogłębia.
- Polacy aż tak się boją?
- Generalnie rzecz biorąc, w Polsce rządzi się strachem. Fajnie jest tak otumaniać ludzi. I to jest świetny sposób na rządzenie, gdy politycy mają społeczeństwo otumanione przez media i przez strach z gatunku: jak inni przyjdą rządzić, to dopiero będziecie o 6 rano skuci w kajdankach. Społeczeństwem polskim rządzi się właściwie jak dziećmi. Gdy patrzę na to, robi mi się smutno. Bardzo często robię takie parateatralne działania związane z bohaterstwem Polaków, m.in. w różnych powstaniach. Gdy patrzę na tych młodych chłopaków, na 9-latka płaczącego, że nie może iść do powstania styczniowego, a później porównuję to z tym, co dziś dzieje się w Polsce, to aż smutno patrzeć, czuję żal.
- Czy nie jest tak, że ludzie wystraszeni, lękliwi powinni szukać siły właśnie w patriotyzmie, polskiej bohaterskiej tradycji?
- Ludzie wystraszeni nie szukają pociechy w patriotyzmie, dlatego że patriotyzm zmusza do postaw trudnych. I wtedy ludzie boją się jeszcze bardziej - po prostu boją się być odważnymi. Wolą sobie żyć tak po drobnomieszczańsku, z dnia na dzień. "Niech na całym świecie wojna, byle polska wieś zaciszna, byle polska wieś spokojna" - jak pisał Wyspiański. W czasie rozbiorów mieliśmy więcej odwagi, a teraz w czasie tej naszej niby europejskości jesteśmy jakimś takim leniwym, zastraszonym społeczeństwem. Straszne to jest. Oczywiście nie oceniam tutaj wszystkich, moje słowa nie dotyczą całej Polski. Na pewno znalazłoby się te 10 mln ludzi, które dzielnie walczą z przeciwnościami i są gotowi wiele zrobić dla ojczyzny. Ale większość żyje tak z dnia na dzień, aby tylko coś zjeść, zapewnić sobie jakieś możliwości. Mamy taką sytuację, że pensje są zaniżone, emigracja chyba największa w historii, dług też największy w historii. Przemawia przeze mnie duże rozczarowanie. Uważam, że tylko dostrzegając to, możemy coś zmienić. Nie powinniśmy się więc oglądać na celebrytów, którzy jedyne, co potrafią powiedzieć to to, że w nosie mają Boga, honor i ojczyznę. Najłatwiej skandalizować, trudniej działać konstruktywnie.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail