- "Magazyn Ekspresu Reporterów" pokazuje ludzkie niedole. Czy można się na nie uodpornić?
- Nie. Jestem dojrzałym mężczyzną z ugruntowanym poziomem wrażliwości, ale byłoby fatalnie, gdybym kompletnie nie przejmował się losem naszych bohaterów. Przyznaję, że z niektórymi bardziej się identyfikuję, jak np. ostatnio ze Smurfetką z Bytomia, dlatego że jest inna, powolniejsza, odrzucona przez innych...
- Są sprawy, których nie udało się państwu załatwić?
- Nie mamy jakichś całkowicie zawalonych, przegranych spraw, ale mieliśmy drobne wpadki. Na przykład, kiedy córka i jej matka oskarżyły pewnego mężczyznę o gwałt. Podpuściły nas, bo chciały się na nim zemścić. Była też sprawa maltretowania koni przez pewnego Anglika, która bardzo leżała mi na sercu. Nie udało nam się tego człowieka namierzyć, jakby zapadł się pod ziemię. Ale tematu nie można uznać za przegrany, nie odpuściliśmy, nadal nad nim pracujemy.
- Kto nie ma szans na pojawienie się w programie? Osoba, która poprosi o pieniądze...?
- Takiego przekazu wprost nigdy u nas nie było: "Zróbcie o mnie program, bo jestem biedny...". Proszę zauważyć, nigdy nie podajemy konta. Mówimy: "Jeśli ktoś chce pomóc, proszę zadzwonić po programie". Nie wchodzimy też w rodzinny konflikt, gdzie są oskarżenia, gdzie jest walka.
- Ale pamiętam program, w którym starszy człowiek przekazał rodzinie gospodarstwo. W momencie podpisania dokumentów rodzina się go pozbyła. Jednak zrobiliście program o rodzinnym konflikcie...
- Jeśli robimy taki reportaż, to zawsze z puentą. Z pokazaniem, jakie w takim lub podobnych przypadkach są drogi wyjścia z impasu, jak osiągnąć kompromis. Szukanie kompromisu nie jest najmocniejszą stroną Polaków. My chcemy pokazać, że kompromis istnieje, że jest możliwy.
- Sukcesy?
- Nie ma sytuacji, by po programie nie zadzwonił telefon, by choć jeden widz nie powiedział: "Chcę pomóc!". Często reporter śledzi losy bohatera i mamy satysfakcję, gdy możemy pokazać, że nasz bohater wyszedł na prostą. Pokazaliśmy losy strażnika miejskiego z Bydgoszczy, który został zaatakowany w centrum miasta. Uzbrojeni w siekiery mężczyźni zmasakrowali mu twarz. Pozostawiono go samemu sobie. Odkąd zajęły się tym media, ludzie z całej Polski zbierali pieniądze na jego operację. Myślę, że dokładamy cegiełkę w poszerzanie dobra, tolerancji. My, cały zespół. Muszę to zaznaczyć. Nad całością czuwają Basia Paciorkowska, szef redakcji, Dorota Roman, wydawca i Tomasz Polaski, producent. Na sukcesy pracuje cały zespół. Ja, jako prowadzący, spijam tylko śmietankę.
- Telewizja śniadaniowa, której pan jest prezenterem, i radio. To są dla pana odskocznie od trudnych reporterskich spraw?
- Nie, to nie tak. Pracę w mediach zaczynałem od radia. Kiedy pojawił się "Ekspres Reporterów", byłem bardzo szczęśliwy, że znów mogę być człowiekiem misyjnym. Ukończyłem resocjalizację, dydaktykę społeczną, 15 lat pracowałem z pogubioną młodzieżą. Pewnego dnia, będąc już dziennikarzem radiowym, poczułem, że tęsknię do zagadnień społecznych.
- Dlaczego nie chciał pan dłużej pracować z młodzieżą?
- Z kilku przyczyn. Praca z młodzieżą była pracą bez żadnego filtra. Przenosiłem sprawy do domu, dom zamieniał się w ośrodek. Moja żona powiedziała mi: "Tak dalej się nie da. Zniszczysz nasz związek". Wpływ miały też pieniądze. Budowaliśmy dom, trzeba było szukać nowych źródeł dochodu. Tak znalazłem się w Radiu Kolor.
- Co panu dały media, oprócz pieniędzy?
- Ciekawe życie. Znalazłem swoje miejsce. Mam wrażenie, że teraz wszystko się układa. Sprawdzam się jako prospołeczny dziennikarz, dopełniony przez kultową Trójkę i telewizję śniadaniową. Dobrze jest funkcjonować na kilku płaszczyznach.
- Jest pan obrońcą praw zwierząt. Co zwierzęta szeptały ludziom w Wigilię Bożego Narodzenia?
- Ludzie, oprzytomnijcie, nie patrzcie na siebie wilkiem! Niedobrze, że wpadamy w pułapkę kłótni. Dziś kłócą się wszyscy o wszystko. Nawet media w tym uczestniczą.
Michał Olszański:
Ma 54 lata
Dziennikarz radiowy i telewizyjny
Kontynuuje tradycje rodzinne, jego rodzice Barbara i Tadeusz Olszańscy też są dziennikarzami
Z wykształcenia pedagog (resocjalizacja)
Pracował z trudną młodzieżą
Prowadzi "Magazyn Ekspresu Reporterów", "Pytanie na śniadanie", audycje sportowe w Trójce
Jego żona Magda jest terapeutą, pedagogiem
Mają dwóch synów: Jan (30 l.) mieszka w Anglii, Antek (26 l.) kończy kulturoznawstwo
Właściciel 4 psów i 3 kotów