Ryzykowny plan Justyny Steczkowskiej nie wypalił. 20 grudnia piosenkarka postanowiła zagrać koncert w Toruniu, mimo, że kilka godzin później miała wystąpić w Krakowie ze słynnym śpiewakiem José Carrerasem. Jusia przygotowywała się do występu, jednak na nic się to zdało gdyż... nie zdążyła dotrzeć do stolicy Małopolski. Winę zwaliła na kiepskie warunki atmosferyczne.
Steczkowska postanowiła polecieć do Krakowa prywatnym śmigłowcem. Niestety mgła była tak duża,że gwiazda zmuszona była lądować w Katowicach. Niespełna 80-cio kilometrowy fragment trasy pokonała... w eskorcie policji. Po mimo starań funkcjonariuszy Jusia nie zdążyła na koncert z Carrerasem. Dojechała po czasie.
Justyna napisała na Facebooku posta, w którym przeprasza fanów. - Przepraszam krakowską publiczność... Kraków nie przyjmował wczoraj żadnych lotów przez gęste mgły. Musieliśmy lądować w Katowicach. Dojechaliśmy w eskorcie policji do Krakowa, ale było niestety po koncercie - napisała gwiazda. Na szczęście tenor wykazał się klasą i kulturą osobistą. Nie obraził się na piosenkarkę, ale Steczkowska zaprzepaściła niepowtarzalną szansę na występ ze światowej sławy muzykiem.
Zobacz: Górniak dogryza Steczkowskiej!