Od kilku miesięcy trwały przygotowania do wielkiej premiery komedii "Ciacho" w reżyserii Patryka Vegi (33 l.). Przez ten czas wszystkie gwiazdy, które brały w niej udział, dwoiły się i troiły, aby wypromować film. Obrzucały się na imprezach ciastem, publicznie paradowały w promocyjnych koszulkach.
Jednak Liszowska nie brała w tym udziału, bo już na początku roku zniknęła z Polski i zaszyła się w zimnej Szwecji. Tam, gdzie czekał na nią jej ukochany Ola Serneke (39 l.).
Ostatnio po warszawskich salonach przetoczyła się plotka, że "Lisza" nie z miłości uciekła do Szwecji, ale ze wstydu!
Ponoć Asia nie jest dumna z tego, że zagrała w komedii, która nie zbiera najlepszych recenzji.
Liszowska nie pojawiła się nawet na uroczystej premierze nowego obrazu. - Joasia wyjechała za granicę - tłumaczył sucho reżyser.
Żadna z pozostałych gwiazd nie mogła nawet opuścić kina wcześniej niż zaplanowano. Każdy z aktorów został do tego między innymi zobowiązany specjalnymi zapisami w kontraktach.
- Grający w filmach często mają w kontrakcie umowy na uczestnictwo we wszystkich działaniach promocyjnych - zdradza nam osoba związana z branżą filmową. - Jeżeli ktoś złamie warunki kontraktu, może spotkać go kara w wysokości nawet do 20 procent całej gaży za rolę - dodaje.
Liszowska dostała za kilkanaście dni na planie ponad 100 tys. zł. Jak łatwo policzyć, najmniejsza kara, jaka spadnie na aktorkę, to 20 tys. zł. Niby nie taka duża, a jednak dotkliwa.
Czytaj także: Liszowska poświęci karierę dla męża?