- Straszne rzeczy mówi pan niektórym uczestnikom programu. Nie żal panu podcinać im skrzydeł?
- Ten zawód jest specyficzny. Tak jak aktorstwo czy malarstwo. Żeby osiągnąć sukces, potrzebujemy wiele szczęścia. Niejednokrotnie jest tak, że ludzie utalentowani nie potrafią wykorzystać swojego talentu. Są dwie metody postępowania z uczącymi się ludźmi. Jedna to głaskanie ich po głowie i chwalenie za wszystko. Oni dzięki temu wierzą, że są cudowni i niesamowici. Jeżeli na swojej drodze życia spotkają kogoś, kto im powie, że nie do końca są tacy dobrzy, to rzeczywiście w ten sposób łamie się szkielet, który sobie stworzyli - szkielet ich marzeń.
Druga metoda, którą wobec mnie stosowano, zakłada, że od początku trzeba mówić, co jest źle, nawet jeśli będzie chodziło o jeden milimetr. Wtedy, jeśli w końcu usłyszymy pochwałę, to będzie ona w 100 procentach szczera i, im więcej wcześniej usłyszeliśmy niepochlebnych opinii, tym bardziej docenimy tę pochwałę. Zresztą, gdy uczestnicy programu zaczną wykonywać ten zawód, to w przyszłości będą słyszeli głównie nieprzyjemne uwagi i dobrze się na nie uodpornić.
- Co to znaczy?
- Jeżeli choreografowi nie podoba się nasz kostium, to zwykle wyładowuje złość na kimś, kto jest na scenie. Co z tego, że nie ty go szyłeś? I tak tobie się dostanie. Jeżeli będziemy słabi, to będziemy tę złość brali do siebie i to nas będzie niszczyło. Ja uważam, że nie należy młodych ludzi oszukiwać. Od początku powinni wiedzieć, że decydując się na udział w tym programie, decydują się na wejście w bagno, o którym nie mają zielonego pojęcia.
- Jakie bagno?
- Będą przyjmowali krytykę, na przykład za to, jak są uczesani, jaki mają kolor koszuli, bluzki. To jest niedobre.
- Mówi pan teraz o sobie?
- Mnie zawsze bardzo krytycznie oceniano i dlatego mało co robi teraz na mnie wrażenie.
- To jak powiem, że ten kolczyk w pana nosie głupio wygląda, to też po panu to spłynie?
- Sam wiem, że on wygląda głupio, bo jest za duży.
- I chyba trochę przeszkadza?
- Ani trochę. Kiedyś miałem mały, ale w tańcu koleżanka przez przypadek wyrwała mi go. Wtedy zmieniłem na wersję bezpieczniejszą - teraz, jak się pociągnie, kółko się rozkręca, kolczyk wypada, a ja nie mam rozerwanego nosa. A że jest za duży? W końcu to mój nos. Od dziecka chciałem mieć kolczyk w nosie i mam.
- Od dziecka? Co wyzwoliło to pragnienie?
- Byłem zafascynowany filmem "Rapanui". Gdy byłem mały, chciałem być też cały wytatuowany. Później okazało się, że jednak lepiej to wygląda na mieszkańcach Wyspy Wielkanocnej. Poprzestałem więc na tym kolczyku.