Jakoś nie wspominam szkoły podstawowej z sentymentem. Zdarzało się, że nauczyciele bili linijką po łapach albo targali za uszy... W piątej klasie zmieniłam szkołę. Było mi ciężko zaaklimatyzować się w nowym miejscu... Wszyscy mieli rodziców z normalnymi zawodami, a mój tata był plastykiem.
Dzieci śmiały się ze mnie, że mam tatę z plastiku. W liceum dobrze się uczyłam, ale musiałam zmieniać klasę dyscyplinarnie. Powód? Chodziłam do klasy językowej z rozszerzonym rosyjskim, angielskim i łaciną. Pomyślałam sobie, że ta łacina to strata czasu, czego dziś żałuję. Zaczęłam się sama uczyć węgierskiego. Łacinę totalnie olałam...
ŚWIAT WEDŁUG KIEPSKICH - więcej o serialu >>>
Mój tata, który wykładał na ASP, nie chciał, żebym poszła w jego ślady. Rodzice wysłali mnie więc na Węgry. Zobaczyłam zupełnie inny świat niż Polska. Po powrocie stwierdziłam, że będę zdawała na filologię węgierską. Nabór prowadzony był co dwa lata. Niestety, kiedy ja zdawałam maturę, naboru nie było. Nie chciało mi się czekać rok, a że w szkole średniej prowadziłam szkolny kabaret, to stwierdziłam, że pójdę do szkoły teatralnej. Rodzice się zgodzili, pod warunkiem że będę studiowała we Wrocławiu.
Już w trakcie studiów pracowałam w filmie. Graliśmy z kolegami m.in. w filmie "Indeks". Pojawiłam się też w "Jańciu Wodniku" czy "Magneto".
Wtedy też poznałam swojego męża Krzysztofa. Kochałam się w nim przez całe studia. Był aktorem teatru pantomimy. Miał mnie nauczyć elementów tańca. Po półtora roku znajomości wzięliśmy ślub, a w 1983 roku urodził się nasz syn. Gdy go urodziłam, postanowiłam zostać w domu i zająć się wychowaniem dziecka. Powiedziałam sobie, że jeżeli do "40" nie wrócę do zawodu, to zacznę robić coś innego.
W Wigilię 1998 roku wybrałam się do ekskluzywnego sklepu, żeby kupić ekstraszynkę. Nagle wszedł mój kolega - drugi reżyser - i zapytał, co robię. Powiedziałam, że nic, a w styczniu dostałam telefon z zaproszeniem na plan "Kiepskich". Okazało się, że mój kolega też pracuje przy tym serialu. Ta moja postać zmieniała się przez lata. Dziś nikt już nie woła za mną "Paździochowa", tylko "Pani Renato". Bardzo dużo nauczyłam się od mojego serialowego męża, czyli Ryszarda Kotysa (80 l.). To dzięki niemu wiem, jak obcować z kamerą.