Michal Lenarciński ocenia: "Skrzydlate świnie" - świnie nie poleciały

2010-11-06 4:45

Już sam tytuł wzbudził we mnie pewne uprzedzenia; niezbyt wyrafinowany, by nie powiedzieć prostacki. Z drugiej strony jak magnes przyciągało mnie do "Skrzydlatych świń" nazwisko reżyser filmu - Anny Kazejak, znanej z doskonałego debiutu - "Ody do radości", filmu złożonego z trzech nowel, reżyserowanych przez Kazejak, Macieja Migasa i Jana Komasę.

Z przykrością muszę stwierdzić, że Kazejak nie dała tym razem możliwości docenienia jej reżyserskiego talentu, popisując się jedynie sprawnością warsztatową, wspartą dobrymi zdjęciami Michała Englerta i błyskotliwym montażem Jarosława Kamińskiego.

Przeczytaj koniecznie: Gwiazdy na premierze filmu "Skrzydlate świnie" ZDJĘCIA+VIDEO!!

Inna sprawa, że nie miała tu zasługującego na głębszą analizę scenariusza (była współautorką, wraz z Domanem Nowakowskim), skoncentrowanego na dziwacznie uproszczonym dydaktyzmie, dostosowanym do poziomu gimnazjalistów, którzy z fascynacją przyglądają się wzorcom zachowań, jakie lansują kibole (bo nie kibice) na polskich stadionach prowincjonalnych i nie tylko. Schemat fabularny wykorzystuje prostą konstrukcję: Oskar - bohater wyrastający inteligencją ponad środowisko (Paweł Małaszyński), próbuje dojrzeć do roli ojca. Po rozstaniu z grupą, której jest liderem, wchodzi w świat skomercjalizowanego sportu, wynajmując się jako animator "zawodowych" kibiców wrogiej dotąd drużyny. Asystuje mu przy tym dziewczyna brata (Olga Bołądź - dziewczyna, Piotr Rogucki - brat), wciągająca go w migotliwy romans. Oskar wraca ostatecznie na łono rodzinnego klubu i rodziny, bo przecież trzeba być wiernym ideałom, chociaż oznaczałoby to biedę materialną i intelektualne zubożenie.

Dydaktyczny smrodek, rozpylony w przydługiej sekwencji wprowadzającej (i puentujący całość wewnętrznym monologiem bohatera, będącym afirmacją życia rodzinnego) ma być niby ideowym parasolem nad nie zawsze moralnymi zachowaniami poszczególnych postaci. Te zaś błądzą po meandrach scenariusza, ginąc w niedokończonych wątkach. Jakieś to wszystko naiwne i przaśne. Najwyraźniej zabrakło siły, by dać zdecydowany i prawdziwy portret środowiska piłkarskich kibiców i motywacji, jakie nimi kierują. Na końcu brakowało tylko oklasków stadionowej widowni dla utwierdzonych w przekonaniu o "jedynych słusznych wartościach" protagonistów. Zwyciężył uwodzicielski czar amerykańskiego stylu komedii romantycznej, podlizującej się widowni z nadzieją na wpływy. Trochę nie ŕ propos.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki