Po dwóch latach batalii sądowej w końcu zapadł wyrok, w wyniku którego były partner Sylwii Wysockiej Włodzimierz K., z którym związała się po zakończeniu 5-letniego związku ze słynnym reżyserem operowym Mariuszem Trelińskim i z którym przeżyła 35 lat, został uznany przez sąd winnym z art.157§ 1 k.k. - spowodowanie uszczerbku na zdrowiu powyżej 7 dni. Mężczyzna musi zapłacić grzywnę w wysokości 20 tys. zł na rzecz Skarbu Państwa, oraz zwrot kosztów sądowych. Przypomnijmy, że Sylwia Wysocka została pobita i zepchnięta ze schodów w wyniku czego miała złamany kręgosłup, rękę, nogę oraz liczne obrażenia ciała i głowy.
Sylwia Wysocka komentuje wyrok sądu
- Nie jestem w pełni usatysfakcjonowana wyrokiem. Prokuratura wnosiła o zgoła inną karę, bardziej restrykcyjną, ale ponieważ proces był niejawny nie mogę zdradzić jaką. Dla mnie jednak najważniejsze jest to, że został uznany winnym - mówi „Super Expressowi” aktorka, która na rehabilitację wydała niemal całe swoje oszczędności. - Oskarżony był przyzwyczajony i przekonany, że za pieniądze można kupić wszystko, każdego człowieka jak również sprawiedliwość. Nie udało mu się tylko ze mną ponieważ nie zgodziłam się na mediacje i ugodę co wiązałoby się z dostaniem odpowiedniej sumy pieniężnej. Tym samym udowodniłam, że mnie nie można kupić - dodaje Wysocka, która momentami traciła straciła wiarę w sprawiedliwość, ale mimo wszystko nie poddawała się. Było jej bardzo trudno, ponieważ były partner zatrudnił mocnych obrońców, a ona postanowiła w końcu bronić się sama, posiłkując się jedynie konsultacjami u prawników. - Zatrudniając paru obrońców, którzy byli szalenie aktywni przez cały trwający ponad 2 lata proces, człowiek ten, stworzył wraz ze swoją rosyjską kochanką team bardzo silnie działający przeciwko mnie i były momenty, że wątpiłam w zwycięstwo sprawiedliwości, ale okazało się, że mimo zamożności oskarżonego i sztabu ludzi działających na jego rzecz, dowody przestępstwa były bezsprzeczne. Sąd dał wiarę prawdzie, co nie jest takie oczywiste w sytuacji, gdy oprawca ma kilku obrońców. Mimo to jednak sprawiedliwość i prawda zwyciężyły - podkreśla Sylwia Wysocka, do której szczęście powoli zaczęło się uśmiechać. Gwiazda na dobre wróciła do serialu „Na Wspólnej”.
Gwiazda chce być wzorem dla innych kobiet
Sylwia Wysocka może być wzorem do naśladowania dla innych maltretowanych kobiet, które zamiatają pod dywan sprawy związane z przemocą. Zdecydowała się opowiedzieć swoją historię, bo wierzy, że dzięki temu może uda jej się ocalić jakąś kobietę w podobnej sytuacji, zanim dojedzie do tragedii. - Jest to również bardzo ważne w kontekście społecznym, bowiem moja sprawa udowadnia, że za pieniądze jednak nie da się kupić wszystkiego - zauważa Sylwia. - Proces ten jest też sygnałem dla innych kobiet, że należy o prawdę i sprawiedliwość walczyć, nie poddawać się. Wiele kobiet kibicowało mi, wierzyło, że zwyciężę. To również dla nich jest dobra wiadomość, że przemocy nie wolno zamiatać pod dywan, że to nie jest sprawa prywatna, że tu nie ma miejsca na wstyd, że trzeba mówić a nawet krzyczeć głośno i wzywać pomocy! Tego wszystkiego nauczyłam się dopiero po 35 latach, ale nigdy nie jest za późno - apeluje artystka.