"Kapitan Żbik" to słynna seria polskich komiksów, których głównym bohaterem był Jan Żbik, kapitan Milicji Obywatelskiej. Powstawały one w latach 1967–1982 i wydano je e 53 zeszytach. Twórcą postaci był Władysław Krupka (+93 l.), autor powieści kryminalnych, a autorem pierwszych ilustracji Zbigniew Sobala. Publikowało je Wydawnictwo „Sport i Turystyka”, w łącznej liczbie ponad 11 milionów egzemplarzy.
Andrzej Saramonowicz poinformował, że powstanie wersja filmowa inspirowana kapitanem Żbikiem. Główna rola przypadła Grzegorzowi Małeckiemu. Znany filmowiec uchylił rąbka tajemnicy. - Długo to musieliśmy ukrywać, ale właśnie się dzieje: jutro zaczynamy zdjęcia do filmu o polskim Jamesie Bondzie, czyli Kapitanie Żbiku z Milicji Obywatelskiej. Tytuł filmu „Grzech to za mało”, w roli głównej Grzegorz Małecki. Ten film będzie nie tylko obfitował w spektakularne sceny pełne pościgów samochodowych, bijatyk, uwodzeń pięknych, choć sprzedajnych kobiet oraz błyskotliwie maczystowskich dialogów, ale spojrzy z właściwą naszym czasom wrażliwością na osiągnięcia PRL, przemilczane przez ideologiczny dyktat liberalnodemokratycznej III RP - poinformował reżyser.
Wspomniał także o wątku planowanego zamachu na Jana Pawła II (w tej roli Vittorio Bugiardino) w Polsce, podczas jego pierwszej wizyty po wybraniu na papieża.
- Początek zdjęć do "Grzech to za mało" i od razu wielkie wyzwanie. Kręcimy właśnie sekwencję z 1979 roku. Pierwsza, pamiętna wizyta Ojca Świętego w Polsce, wiecie, ta z kultowym tekstem "Niech stąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi... tej ziemi!...", która zapoczątkowała przemiany społeczno-polityczne tzw. epoki Solidarności. Intryga jest następująca: Służba Bezpieczeństwa PRL otrzymuje cynk, że czerkiescy zamachowcy chcą zabić Jana Pawła II, kiedy będzie przemawiał 2 czerwca 1979 roku na Placu Defilad w Warszawie. Liczą na reakcję Polaków, którzy, jeśliby zamach się udał, zbuntują się przeciw sowieckiej dominacji, dojdzie tym samym do zbrojnego konfliktu, który pozwoli Czerkiesom - oraz innym narodom Kaukazu - na wyrwania się spod wielowiekowej dominacji Rosjan, kosztem losu Polski, rzecz jasna - czytamy we wpisie Saramonowicza.
Okazuje się, że wszystko jest bujdą wymyśloną przez reżysera. Misterny plan zepsuła mu agencja reprezentująca Grzegorza Małeckiego.
- Szanowni Państwo, wczoraj w licznych mediach została upubliczniona informacja, że Grzegorz Małecki zagra w nowej produkcji „Grzech to za mało” w reż. Andrzeja Saramonowicza. Jako Agencja reprezentująca Aktora, dbając o jego dobre imię, chcielibyśmy poinformować, że Grzegorz nie bierze udziału w filmie, nigdy nie brał udziału w castingu, a dodatkowo sami o tym projekcie dowiedzieliśmy się z wczorajszych mediów. Zwracamy się do mediów z prośbą o usunięcie wszelkich artykułów rozpowszechniających fałszywą informację dotyczącą rzekomego udziału Grzegorza Małeckiego w filmie „Grzech to za mało” - napisała agencja.
Andrzej Saramonowicz próbował prostować, że ktoś się podszył pod agenta aktora. - Ja już nie wiem, co się z tym krajem porobiło. Wszyscy wszystkim podkładają kłody pod nogi. Właśnie mnie poinformowano, że ktoś, podszywając się pod agencję Grzegorza Małeckiego, rozpowszechnia informacje, jakoby Aktor nie grał w filmie „Grzech to za mało”. Kochani, to jest fejk! Nie wierzcie w to! Nie rozpowszechniajcie nieprawdy! - pisał reżyser.
W końcu jednak przyznał, że filmu o kapitanie Żbiku nie będzie, a wszystko było żartem z okazji urodzin Grzegorza Małeckiego, które obchodził 19 czerwca.
- Żyjemy w matriksie, bo chcemy w nim żyć. 19 czerwca mój przyjaciel Grzegorz Małecki miał urodziny. Z tej okazji, dla czystego żartu, napisałem, że robimy film „Grzech to za mało” o przygodach Kapitana Żbika. Było w tym poście wystarczajaco dużo informacji, że to żart. Zdjęcie Małeckiego z garderoby filmu „Bejbis” (dla bardziej spostrzegawczych) oraz szereg nieprawdopodobnych idiotyzmów w samej treści. Okazuje się, że to nie wystarczy. Pominę gratulacje dla Małeckiego i dla mnie od znajomych i nieznajomych, pominę zgłoszenia od aktorów, a nawet agencji, że też chcą grać lub oferują swoich aktorów. Co mnie naprawdę zdumiało, to reakcja mediów: gremialnie zaczęły „informować” o tym, że Małecki z Saramonowiczem kręcą film o Żbiku, przytaczając przy tym wszystkie bzdury, które dwa dni temu przy porannej kawie wklepałem dla hecy w klawiaturę ajfona. Wszystko to jest oczywiście niewinnym wygłupem, ale przeraża lenistwo umysłowe wielu, przepraszam za wyrażenie, dziennikarzy, którzy gotowi są odpisywać skąd się da i co się da, bez jakiegokolwiek sprawdzenia rzeczywistości. I, rzecz jasna, nikt do mnie czy Małeckiego nie zadzwonił, by zapytać, czy to prawda. A szybko by usłyszał, że nie. Jeśli to, pożal się Boże, dziennikarze robią to w tak błahej sprawie, jak prawdziwy lub rzekomy film Saramonowicza i Małeckiego, to robią to także w innych. A potem my, czytelnicy czy widzowie, wierzymy w ich bzdury. O polityce, nauce, gospodarce, moralności itp. I tak oto, bez specjalnego przymusu dyktatury, żyjemy w fejkświecie. W matriksie właśnie. I tak oto twórcy, którzy naprawdę starają się o zrealizowanie przygód Żbika, dostają zawału i atakują platformy streamingowe, z którymi się umawiali. A platformy atakują agencję aktorską Małeckiego. Agencja atakuje swojego klienta, że ukrył przed nią rzekomą pracę przy moim filmie, tenże - rozbawiony, ale i zakłopotany - dzwoni do mnie, bym już przestał się wydurniać, bo producent innego jego filmu chce zrywać współpracę, nie po drodze mu ze Żbikiem. Dla tych, co wolą proste komunikaty: nie robimy z Małeckim filmu o Kapitanie Żbiku. To był żart. Żart, kurwa. Żart. Maso, zwyciężyłaś. 🙁 - napisał Andrzej Saramonowicz.