Syn aktorki Anny Seniuk, również aktor, Grzegorz Małecki napisał na swoim Facebooku kilka gorzkich słów na temat niedoszłego hitu tej jesieni. Mowa o filmie "Smoleńsk", który bezlitośnie jest krytykowany ze wszystkich stron. Do krytyki przyłącza się również Małecki. - Zaproponowano mi zagranie małej rólki w filmie "Smoleńsk". Przeczytałem scenariusz. Wydał mi się patetyczny i tendencyjny. Ale przede wszystkim słaby. Odmówiłem. Kilku moim znajomym wydał się niezły, więc zagrali - czytamy we wpisie. - Ani ich nie oceniam, ani nie hejtuję, ani nie skreślam. Powiem więcej: nawet w pewnym sensie trzymałem kciuki za sukces tego filmu, bo generalnie trzymam kciuki za twórców idących pod prąd - wyznał aktor.
Wpis jest jednocześnie próbą odpowiedzi na zarzuty Joachima Brudzińskiego, który twierdzi, że filmowcom pracującym przy "Smoleńsku" kłody pod nogi rzucały "skundlone elity", a "quasi elita obśmiewała i dezawuowała twórców". Między innymi chodzi o wycofanie się PISF-u ze współfinansowania filmu Krauzego. - Ech, gdyby Pan wiedział ile razy miałem zagrać w jakimś filmie na który PISF nie dał kasy. Ale w życiu nie przyszło mi do głowy nazywać komisji skundloną i tchórzliwą elitą. Ot, aktorska codzienność. Nie spodobał im się scenariusz i tyle. Niech Pan sobie sprawdzi jakim twórcom w ostatnich latach odmawiano dotacji - stwierdził Małecki.
Ma rację
Zobacz: Księża będą namawiać żeby iść na "Smoleńsk"? Szokująca teoria znanego reżysera!