"Super Express" jako pierwszy poinformował o wydarzeniach, do których doszło na warszawskim Wilanowie. W nocy z czwartku na piątek zaatakowany został pracownik, który pilnował wartego kilkadziesiąt tysięcy złotych sprzętu do usuwania awarii wodno-kanalizacyjnych. - Podszedł do agregatu i z całym impetem uderzył w znak, przebił siatkę, uszkodził agregat - opowiadał nam pracownik proszący o anonimowość.
I pewnie sprawa rozeszłaby się po kościach, gdyby nie drugi atak muzyka. - Podszedł do mnie, uchyliłem szybę. Miałem odpalony silnik. Wyciągnął nóż i przyłożył mi go do szyi. W jego oczach widziałem obłęd. Wrzuciłem wsteczny bieg, jego ręka odbiła się, nóż wypadł mu z niej - takie zeznania złożył jeszcze tej samej nocy poszkodowany.
Policjanci, którzy zjawili się na miejscu błyskawicznie, spędzili w domu O. prawie dwie godziny. Kiedy sprawa wyszła na jaw, Rafał i jego żona próbowali namówić zaatakowanego pracownika do wycofania zeznań. Ten jednak potraktował wszystko honorowo i do ugody nie doszło.
W poniedziałek wieczorem Rafał O. został przesłuchany na komendzie przy ul. Okrężnej w Warszawie.
- Zgłosił się do nas i złożył zeznania. Usłyszał zarzut w związku z kierowaniem gróźb karalnych - usłyszeliśmy od rzecznika Komendy Rejonowej Warszawa II. - Przyznał się do zarzucanych mu czynów - dodaje pani rzecznik.
Jak czytamy w Kodeksie karnym: "Kto grozi innej osobie popełnieniem przestępstwa na jej szkodę lub szkodę osoby najbliższej, jeżeli groźba wzbudza w zagrożonym uzasadnioną obawę, że będzie spełniona, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2".
ZOBACZ: Piotr Kraśko ma siostrę? Mroczny sekret dziennikarza