Słynny polski aktor trafił do psychiatryka. Wstrząsająco szczere wspomnienia

Aktor i polityk wyznał w rozmowie z "Dziennikiem Polskim", że po śmierci ukochanej żony Elżbiety w 2018 roku popadł w depresję. Kobieta zmarła na raka piersi. Jej strata kompletnie załamała Jerzego Federowicza. - Przestałem radzić sobie z codziennością. Nie mogłem w ogóle spać. W środku czułem strach. Taki strach jak trema aktora, który wychodzi na próbę generalną i nie jest jeszcze pewny, czy dobrze gra rolę. Mocno schudłem, nie miałem ochoty nic jeść. Nie miałem ochoty żyć" – mówi w wywiadzie. Choć pierwsze objawy depresji udało się pokonać to po pewnym czasie choroba wróciła. Konieczny był powrót do leczenia. Dodatkowo polityk uzależnił się od środków nasennych. Trafił na oddział chorób afektywnych, gdzie hospitalizowane są osoby z depresją i nałogami.

Federowicz jest wdzięczny rodzinie, która namówiła go do leczenia. Jak przyznaje depresji nie wolno się bać ani wstydzić, a hospitalizacja może być jedyną skuteczną drogą do powrotu do zdrowia. - Najbardziej mi żal młodych. A dwie trzecie pacjentów to młodzi. Depresja - i to nie slogan - to choroba dzisiejszych czasów. XXI wieku. Dotyka w dużej mierze dwudziesto-, trzydziesto-, czterdziestolatków. I to przeraża. Pal licho mnie. Ja już i tak mam prawie całe życie za sobą. Zresztą, jak ktoś powiedział: Jurek bez Eli to jest pół Fedora - wyznał.

Zaapelował również do wszystkich cierpiących na depresję, aby dali sobie pomóc i nie obawiali się leczenia. - To nic strasznego, żadna stygma. Wielu ludzi ma choroby i zaburzenia psychiczne, nie ma się czego wstydzić - podkreślił.