Antoni Słonimski pisał: "Moje pokolenie zostawiło w kontrmarkarni (szatni) restauracji Astoria znoszony już nieco płaszcz Konrada i zasiadło do stołu". O życiu nocnym stolicy było głośno nie tylko w całej Polsce, ale i w Europie. Bale karnawałowe z tamtych czasów przeszły do legendy. Elity bawiły się do białego rana. Najhuczniejsze przyjęcia odbywały się w hotelach Bristol i Europejskim, w Kasynie Garnizonowym, salonach Ministerstwa Spraw Zagranicznych, salach Teatru Wielkiego i na Zamku Królewskim, a także w lokalach Adria i Oaza. Stoły uginały się od wykwintnych potraw - mięs, galantyn, pasztetów, egzotycznych owoców, lodów i deserów. Do Adrii słynne ciasta i torty marcepanowe przylatywały codziennie samolotem z Lwowa!
Na balach można było spotkać artystów, arystokrację, literatów, polityków. Chętnie zapraszano wojskowych, którzy byli świetnymi tancerzami, bardzo szarmanckimi wobec kobiet. Niestety, nie mieli umiaru w piciu. Podczas jednego z przyjęć w Bristolu pijany oficer zaczął strzelać do żyrandola. Z ułańskiej fantazji słynął gen. Bolesław Wieniawa Długoszowski, który miał zwyczaj wjeżdżać do Adrii na koniu.
Również zagraniczni goście chętnie się bawili na wystawnych przyjęciach. Niektóre wspominano przez lata, jak ten z Włodzimierzem Majakowskim.
Radziecki poeta, podejmowany przez polskich literatów na bankiecie w Astorii, demonstrował swoją niechęć do burżuazji, pijąc czystą wódkę i zakąszając ogórkami wyciąganymi palcami z wykwintnej sałatki!
"Na naszych rautach i balach bywają przedstawiciele rządu i nierządu" - żartowała Jadwiga Beckowa, wspierająca męża Józefa Becka w przygotowaniach do przyjęć. "Balów ci u nas dostatek, już i Bristol się mieni, i Europejski rozświetla kandelabry, już i pod ťOazęŤ podjeżdżają automobile" - zachwycał się dziennikarz "Kurjera Warszawskiego", opisujący warszawskie życie nocne w karnawale 1928 roku. W 20-leciu międzywojennym zagraniczni goście przyznawali, że bale i rauty są w Polsce na najwyższym poziomie. Po zaborach, powstaniach, po wojnie nastały czasy normalności. Polskie elity rzuciły się w wir przyjęć, bankietów, rautów, balów okolicznościowych, charytatywnych i tematycznych.
Dla tych, co bawią się w karnawale
Na balach karnawałowych bywała cała elita Warszawy. Do przewrotu majowego miały one sznyt nieco staromodny, z XIX-wiecznymi elementami niepodległościowymi. Zaczynano je polonezem, a kończono mazurem. Były karnety do zapisywania tancerzy i wodzireje z pękiem wstążek na ramieniu.
Za najelegantszy lokal Warszawy uznawano w latach 20. Hotel Bristol. Rzęsiste światła Sali Malinowej odbijały się w lśniącej posadzce i ogromnych kryształowych lustrach. W Hotelu Europejskim w 1922 roku oddano do użytku ogromną salę balową. To tutaj odbywały się Bale Mody, podczas których wybierano królową, czy głośne Bale Polskiego Jedwabiu. Kulminacją tych drugich było wyklucie się z kokonu skąpo odzianego motyla wręczającego bukiet kwiatów prezydentowej Mościckiej. Balowano także w salonach Ministerstwa Spraw Zagranicznych, w salach Opery Warszawskiej oraz w Kasynie Garnizonowym w alei Szucha. Bal z udziałem prezydenta Wojciechowskiego zorganizowany w Kasynie w 1925 roku skończył się dopiero ok. 8 rano!
Zanim zgasły światła kandelabrów
Niełatwo było przyzwyczaić się reszcie społeczeństwa do tego, że elity oddają się książęcym rozrywkom. Podczas balu nieliczni uprzywilejowani jadali na kolację wykwintne dania obiadowe. W bocznych salkach lokaje (na Zamku Królewskim w oryginalnych liberiach z XVIII w.) nakładali gościom kawior, zimne mięsa, galantyny, torty i egzotyczne owoce. Lody i kruszon roznoszono na srebrnych tacach. Zagraniczni dyplomaci zachwycali się polskim obyczajem, który nad ranem nakazywał podać gościom gorące zakąski i czerwony barszczyk w złoconych filiżankach.
Epoka prezydenta Mościckiego, wyjątkowego amatora balów, była nowoczesna i wystawna. Do wystroju nowych sal balowych angażowano najlepszych architektów. Królował oszczędny styl art déco. Za to obfitość potraw i trunków pozostała niezmiennie barokowa. Mościcki na balach w Zamku Królewskim bawił się razem z posłami, senatorami, korpusem dyplomatycznym, artystami i generalicją.
Po balu sylwestrowym 1938/1939 roku, który odbył się w Hotelu Europejskim, wyśmienite humory dopisywały wszystkim z wyjątkiem jasnowidza Stefana Ossowieckiego. Pod koniec, kiedy lustrzana sala balowa nieco opustoszała, miał niepokojącą wizję. Nie chciał jednak straszyć gości. Wychodząc, zapewniał: "Ręczę, że wojny nie będzie!".