Monika Dejk-Ćwikła, wokalistka zespołu Obrasqi, zaginęła 13 grudnia po wyjściu na spacer z ukochaną suczką Goyą. Niestety, dwa dni później, 15 grudnia, znaleziono ciało kobiety w jeziorze Klasztornym w Kartuzach. Jedna z hipotez mówiła, że kobieta mogła wskoczyć do wody, by ratować swojego psa, który wpadł do jeziora. Wyniki sekcji zwłok, do których dotarł "Super Express", zdają się to potwierdzać. Rozmawialiśmy z prokuratorem Mariuszem Duszyńskim z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.
"Najważniejsze ustalenia są takie, że wstępną przyczyną śmierci kobiety, ustaloną przez biegłego, było utonięcie. Nie ujawniono na ciele denatki obrażeń, które mogłyby świadczyć, że była wobec niej stosowana przemoc lub została uderzona. Wyniki wskazują na nieszczęśliwy wypadek. Kobieta utonęła po wejściu na częściowo zamarznięte jezioro. Dlaczego tam weszła? Można tylko domniemywać. Prawdopodobnie pobiegła za swoim psem, którego ciało również wyłowiono z wody. Końcowe wyniki sekcji zwłok będą dostępne za 2-3 tygodnie po wykonaniu badań histopatologicznych", powiedział dla "SE" prokurator Mariusz Duszyński.
Na Facebooku nieco więcej o sprawie napisał Tomasz Ćwikła, mąż piosenkarki.
Szczegóły śmierci Moniki Dejk-Ćwikły mrożą krew w żyłach. "Wskoczyła pod lód"
Tomasz Ćwikła zamieścił w mediach społecznościowych poruszający wpis, udostępniając teledysk do jednego z utworów zespołu Obrasqi, w którym śpiewała, pt. "Najtrudniej".
"W tym zawarte jest to, co kochała... bieganie i muzyka... brakuje tylko Goyi... za którą wskoczyła pod lód, żeby ją ratować. Pamiętam, jak nagrywaliśmy we dwójkę ujęcia do tego teledysku... to był dla niej wyczyn, żeby trzymać ten śnieg w rękach... ona kochała ciepło", napisał Tomasz Ćwikła. "Udostępniajcie proszę... ona zawsze chciała, żeby jej muzyka, słowa docierały jak najdalej... teraz zostało tylko to...", zaapelował na Facebooku.
Aż trudno powstrzymać łzy. Ludzie w licznych komentarzach w sieci składają rodzinie Moniki wyrazy współczucia i kondolencje.