Kamila Łapicka (25 l.), młodziutka absolwentka warszawskiej Szkoły Teatralnej, wychodzi z wielkiej miłości za mąż za wybitnego aktora Andrzeja Łapickiego (85 l.). Zapomina jednak o swoim ojcu i nie zaprasza go na ślub. Choć od tego wydarzenia minęło już półtora miesiąca, Wojciech Mścichowski (66 l.), ojciec Kamili, nie może pogodzić się z tym, że jego córcia nie zaprosiła go na ślub. A przecież gdy była malutka, była jego oczkiem w głowie.
Patrz też: Kamila Łapicka wypiękniała przy Andrzeju. I to jak! (ZDJĘCIA)
- Mam żal do Kamili - wyznaje szczerze "Super Expressowi" Wojciech Mścichowski. - Żeby chociaż zawiadomiła mnie o ślubie. Pewnie i tak bym nie przyjechał, bo nie mam jak - mówi ze smutkiem w głosie.
Mężczyzna od wielu lat choruje na akromegalię. Ta straszna choroba boleśnie deformuje kości i stawy. Powoduje powiększanie się narządów wewnętrznych oraz pogrubianie skóry. Dlatego Mścichowski z trudem porusza się na wózku inwalidzkim. I twierdzi, że to właśnie przez tę piekielną chorobę jego dzieci - Kamila i jej o rok młodszy brat Jan - zapomniały o nim. Rozmowa o ślubie Kamili przychodzi mu z trudem.
- Nie potępiam tego małżeństwa, ale to jest dla mnie bolesne - mówi. - Szczególnie to, że o ślubie córki dowiedziałem się z prasy - dodaje pan Wojciech, trzymając w ręku "Super Express".
Nie potrafi zrozumieć postępowania Kamili. Co więcej, jest oburzony, że tak wielka postać jak Andrzej Łapicki nie przyszedł do niego, żeby się przedstawić i prosić o rękę Kamili.
- Wypada złożyć wizytę. Jestem przecież szanowanym facetem. Zwykła kultura nakazuje odwiedzić przyszłego teścia - mówi zdenerwowany Mścichowski. I ojcowskie serce mu pęka, że Kamila się go wstydzi. Że się nim nie opiekuje. - Nie zasługuję na takie traktowanie przez rodzinę.
Czytaj dalej: Kamila przychodziła, ale zawsze po pieniądze >>>
Pan Wojciech żyje w trudnych warunkach w maleńkim mieszkanku w Warszawie. Musi liczyć jedynie na pomoc siostry i sąsiadów.
- Był okres, że Kamila przychodziła i mi pomagała. Ale zawsze chciała pożyczyć chociaż ze 20 zł - ze smutkiem wspomina. Pan Wojciech za kilka dni znów idzie do szpitala. Jest mu przykro, że nie ma przy nim córki.
Patrz też: Łapicki: Mógł być romans, wybrałem ślub
- Najwyraźniej wstydzi się ojca kaleki - z żalem dodaje pan Wojciech i z rozrzewnieniem wspomina dzieciństwo swojej ukochanej Kamilki. Jej pierwsze kroki, pierwsze słowa...
- Z żoną rozwiodłem się, gdy Kamilka miała rok - mówi Mścichowski. Ale wciąż mieszkali razem, w czwórkę: on, jego była żona, Kamilka i jej braciszek Jaś. Było im dobrze w tych dwóch małych pokoikach. Na czterdziestu metrach, w skromnym warszawskim mieszkaniu, przeżyli wspólnie niemal 20 lat. Dopiero pięć lat temu była żona wyprowadziła się od pana Wojciecha i zabrała ze sobą dzieci.
- Przez wszystkie te lata moje relacje z córką były bardzo dobre - wspomina ojciec Kamili. I choć teraz doskwiera mu samotność, nie poddaje się.
- Staram się nie załamywać. Jestem człowiekiem pełnym humoru. Piszę, komponuję. Twórczość jest siłą motoryczną - wyznaje.
Ojciec Kamili pochodzi z Łomży. Z zawodu jest technologiem drewna, ale jego wielką pasją jest muzyka. Komponuje, pisze też wiersze i jest autorem tekstów piosenek.
- W swoim życiu napisałem i skomponowałem 26 utworów o Warszawie. Wiele stworzyłem dla Stasia Wielanka i Kapeli Czerniakowskiej - chwali się ojciec Kamili i uśmiecha promiennie. Po chwili jednak jego uśmiech gaśnie. Znów myśli o swym oczku w głowie - ukochanej Kamili. Wciąż w skrytości ducha wierzy, że zaprosi go do siebie i przedstawi swojego męża Andrzeja Łapickiego. Bo tak bardzo chciałby, żeby byli jedną wielką rodziną.