Alicja od 5 lat samotnie wychowuje Henry'ego Tadeusza (6 l.), owoc miłości jej i hollywoodzkiego amanta Colina Farrella. Przez ten czas rozpisywano się, jak to aktor wspiera finansowo naszą rodaczkę. Pisano o tym, że zostawił jej willę w Los Angeles, aby jego syn miał godne warunki życia. Jednak dokumenty, do których dotarł "Super Express", świadczą o czymś zgoła innym.
Aby móc mieszkać w stolicy światowego przemysłu filmowego, Alicja musiała wziąć pożyczkę w City National Bank. I to nie byle jaką, bo blisko 900 tys. dolarów (ok. 3 mln zł). Dom położony przy Passmore Drive w Hollywood w 2010 r. kosztował ją 1,2 mln dolarów, ale jest wart tej ceny. Ma cztery sypialnie, trzy łazienki, patio i pięknie utrzymane podwórko.
Co ciekawe, w akcie własności nieruchomości figuruje jeszcze fundusz Nottingham Trust, a to oznacza m.in., że Alicja nie może sama sprzedać tej willi.
Na razie Bachleda-Curuś radzi sobie całkiem nieźle, więc nic nie musi sprzedawać. Co miesiąc dostaje 100 tys. zł alimentów, ostatnio wystąpiła w trzech filmach i jednej reklamie. Jej konto powiększyło się o jakieś 250 tys. zł, ma więc z czego spłacać pożyczkę. Sytuacja gwiazdy musi być na tyle dobra, że małego Henry'ego posłała do szkoły, za którą trzeba zapłacić 30 tys. zł rocznie.
I do szczęścia brakuje jej tylko nowego ukochanego. Jednak gdy to się stanie, straci połowę alimentów, bo skąpy Irlandczyk zastrzegł ponoć takie rozwiązanie...
Zobacz: Alicja Bachleda-Curuś. Wyśle syna do szkoły za 100 tys.!