Aż trudno uwierzyć, że Jan Nowicki odszedł, 7 grudnia 2022 roku, niespełna rok temu. Nie można pominąć tej wybitnej postaci podczas wspominek przy okazji Dnia Wszystkich Świętych. Słynny amant był przede wszystkim ciepłym i serdecznym człowiekiem, który bardzo wiele zrobił dla miasta, w którym przyszedł na świat.
Mieszkańcy Kowala wiele zawdzięczają Nowickiemu
Specjalnie dla nas Eugeniusz Gołembiewski, burmistrz miasta Kowal, a prywatnie chrześniak Jana Nowickiego przywołał kilka wspomnień związanych z wujem. - Spotykaliśmy się na uroczystościach rodzinnych, ponieważ Jan Nowicki bardzo lubił i szanował swoją kowalską rodzinę. Bardzo często przywoził ze sobą znamienitych gości, takich jak Jerzy Stuhr, Jerzy Bińczycki, Zbigniew Preisner. Dzięki niemu dorastając na prowincji miałem kontakt ze światem kultury przez duże K. Był miłym, sympatycznym człowiekiem. Nigdy nie zadzierał nosa. Nie robił z siebie gwiazdy, choć nią był. Chodził po mieście, jeździł rowerem, lubił zaglądać na targowisko miejskie, gdzie robił zakupy. Uwielbiał rozmawiać ze sprzedawcami produktów, które kupował… Odwiedzał znajomych i bliskich w ich domach. Był miłośnikiem malin, których w moim ogrodzie akurat dostatek i zawsze dopytywał, czy już dojrzały…Był duszą towarzystwa, sypał dykteryjkami i anegdotami – opowiada „Super Expressowi” Eugeniusz Gołembiewski. Nowicki był wielkim społecznikiem w Kowalu. Za żaden ze swoich występów nie wziął ani grosza. Ściągał też do miasta wielkie gwiazdy. - Był wielkim patriotą lokalnym. Dopisał nawet dwie zwrotki do hymnu „Kowal Moje Serce”, a muzykę stworzył Jan Kanty Pawluśkiewicz. Na stulecie straży poprosił Zbigniewa Preisnera o napisane hejnału, który codziennie jest odtwarzany o godzinie 12.00. Preisner zrobił to za „dziękuję”, podobnie jak Pawluśkiewicz. Nie wzięli od nas nawet złotówki. Jan Nowicki nigdy nie wziął pieniędzy za żaden swój występ ani jakąkolwiek przysługę dla naszej społeczności – wymienia Gołembiewski.
Nie tylko żona pali znicze na grobie Jana Nowickiego!
Nic dziwnego, że grób artysty tonie w kwiatach, a mieszkańcy wspominają go z łezką w oku. - Wszyscy żałują, że już go z nami nie ma. Stał się dla wielu ważniejszy, niż kiedy z nami był. To było takie normalne, że był jednym z nas, że się do nas przyznawał, że zawsze można było z nim zagadać, że bywał gościem w domach wielu mieszkańców miasteczka. Ludzie go tu bardzo poważali. Nawet jak się pójdzie na cmentarz to widać, że ludzie o nim pamiętają. Kwiaty i lampka jedna lub dwie palą się zawsze, bo dba o to jego żona, ale są to również lampki zapalane przez naszych mieszkańców i przez przyjezdnych – wymienia pan Eugeniusz.