Niedawno otworzył pan na warszawskich Bielanach teatr Scena 11. Jak doszło do tego przedsięwzięcia?
Razem z moją żoną Justynką, która jest przedsiębiorczą osobą dostaliśmy możliwość zagospodarowania na teatr sali na Bielanach tuż przy Ratuszu, która ma bardzo przyzwoite warunki, bo widownia liczy ponad 200 miejsc. Postanowiliśmy zaryzykować i mam nadzieję, że udało nam się stworzyć miejsce, do którego widzowie chętnie będą zaglądać. Scena 11, bo 11 to szczęśliwa liczba. Mam nadzieję, że w tych ciężkich czasach szczególnie dla kultury przyniesie nam to jakieś szczęście. Justyna ma ogromny wkład w powstanie tego miejsca. Tak naprawdę podjąłem się prowadzenia teatru dzięki niej.
Zatem Scena 11 to wasze wspólne „dziecko”?
Nie zaprzeczę. Moja żona zarządza Sceną 11 od strony biznesowej i produkcyjnej, a na moich barkach spoczywa kwestia artystyczna, dobór repertuaru, artystów, a także same występy na scenie.
Nie wszystko szło jednak gładko.
Mieliśmy otworzyć się na wiosnę rok temu, ale pandemia pokrzyżowała nam plany. Wystartowaliśmy dopiero jesienią. Staramy się oferować przedstawienia dla widzów w różnym wieku. Mamy bogaty repertuar nie tylko dla dorosłych, ale i dla dzieci.
Przejrzałam repertuar Sceny 11 i mojej uwadze nie mogło umknąć, że jest pan główną gwiazdą swojego teatru. Które sztuki poleca pan szczególnie?
Rzeczywiście gram w czterech sztukach, które obecnie są na afiszach Sceny 11. Zapraszam nie tylko ze względu na siebie, ale także ze względu na znakomitych aktorów, którzy u mnie występują, m.in. Viola Arlak, Agnieszka Warchulska, czy Maria Pakulnis. Oczywiście polecam również mój recital „Tadek Inaczej”, pełen znanych i lubianych polskich i zagranicznych przebojów w moim wykonaniu. Pracujemy teraz nad przedstawieniami, w których nie będę grał, bo moja obecność w sztukach nie jest tu absolutnie żadnym warunkiem. Ponadto mam wiele zobowiązań w filmach i serialach. Teatr daje artyście spełnienie zawodowych ambicji, film czy serial pieniądze i popularność, niezbędne dziś, by ludzie zechcieli przyjść do danego teatru na konkretnych artystów.
Jest pan nie tylko aktorem, ale także zapalonym podróżnikiem. Jak pan godzi pracę w dalekimi wyjazdami?
Oprócz ukochanego zawodu, moją drugą pasją jest podróżowanie. Byłem w 146 krajach na 200 istniejących to naprawdę pokaźna suma, choć nie o liczbę tu chodzi, ale o czerpanie przyjemności z poznawania świata i ludzi. W zawodzie aktora jest bardziej lub mniej intensywny czas. Kiedy mam mniej zobowiązań, albo przerwę w teatrze lub w serialu pakuję walizki i wyruszam ku przygodzie. Jednego roku wyjeżdżałem z Polski aż 58 razy, wiec jak widać wszystko można sobie zorganizować i logistycznie zaplanować. Nieraz wyjeżdżam na dwa czy trzy dni. Bardzo często szukam promocji czy okazyjnych lotów i podróżuję za naprawdę niewielkie pieniądze. Ostatnio poleciałem do Rzymu za 9 złotych. Niedawno kupiłem też bilety na wrzesień na Alaskę, na której jeszcze nie byłem. Już na samą myśl jestem bardzo podekscytowany, bo to podobno piękne miejsce.
Podobno w swoje podróże rzadko zabiera pan żonę. Czy to prawda?
Na Alaskę Justynka leci ze mną (uśmiech). Natomiast małżonka nie zawsze ze mną jeździ. Z różnych powodów. Po pierwsze ma swoją pracę i biznesy, a po drugie ona woli inny rodzaj wypoczynku niż ja. Moja ukochana woli eleganckie kurorty, ja wolę włóczyć się z plecakiem, zwiedzać, poznawać. Taki rodzaj wycieczek nie zawsze jej odpowiada. Zresztą często robię sobie spontaniczne wypady. Jakiś czas temu zamiast wracać po spektaklu w Katowicach z kolegami do Warszawy, wsiadłem w samolot i na półtora dnia poleciałem na Maltę. Żona absolutnie nie ma mi za złe tych samotnych wyjazdów. Mało tego przed świętami nawet wygania mnie z domu i żartuje, żebym wrócił przed pierwszą gwiazdką (śmiech).
Czy aby na pewno nie jest ani trochę zazdrosna o te samotne wypady?
Ludzie, którzy tak jak my związują się ze sobą już w dojrzałym wieku nie myślą takimi kategoriami. Oboje jesteśmy po przejściach i wiemy co jest dla nas ważne. Wiele rzeczy robimy razem, ale dajemy sobie oddech i przestrzeń. Nie musimy trzymać się za ręce cały czas, żeby pokazywać czy udowadniać komuś, że jest nam ze sobą dobrze. Miłość to także wolność i wzajemne zaufanie.
Skąd pan bierze siłę na tak intensywne życie?
Nie potrafię siedzieć w miejscu. Praca i przygody mnie nakręcają. Jak na chwilę usiądę to wydaje mi się, że zaraz umrę (śmiech). Szczerze mówiąc ja lubię ten pęd mojego życia. Dzięki temu nigdy się nie nudzę i nie starzeję. Duchem czuje się wciąż młodym człowiekiem. Chociaż nie powiem, bo otwierając teatr wziąłem sobie na barki spore wyzwanie, które jest stresogenne. Wciąż denerwuje się, czy bilety się sprzedały, czy mam na wypłaty dla ludzi, którzy dla mnie pracują. Dotąd byłem człowiekiem do wynajęcia, robiłem swoje i uciekałem dalej, teraz jako dyrektor mam sporo na głowie.
Czy syn czasem przychodzi oklaskiwać pana w teatrze?
Tak, od lat chętnie ogląda mnie jako widz, a teraz w miarę możliwości pomaga w reklamowaniu Sceny 11. Wspiera nas także jego narzeczona. Mogę więc liczyć na pomoc i aprobatę rodziny.
Rozmawiała Martyna Rokita