Odzyskał radość w Radości
Blisko pięćdziesiąt lat temu Tadeusz Drozda przeprowadził się do Warszawy. Za namową swojego kolegi kupił w ciemno nieduży dom w warszawskim Wawrze, który znajduje się na dużej, zalesionej działce. Przez lata wspólnie z żoną Ewą rozbudowali go i dziś to nie skromny, przedwojenny domek, a pokaźna willa, która ma około 300 m2. - Kupiłem ten dom od kolegi, bo jego żona nie chciała tu mieszkać. Powiedziała, że nie będzie mieszkała w lesie, bo ona jest z miasta. Więc my tu zamieszkaliśmy - mówi zadowolony Drozda.
Ma swoje ulubione miejsce w domu
Za większość dobudowanych pomieszczeń odpowiedzialna jest pani Ewa. To właśnie ona zdecydowała m.in. o przeszklonym wykuszu, z którego rozpościera się widok na piękny, zielony ogród. - To moje ulubione miejsce. Tu odpoczywam i tu pracuję - dodaje. Zaraz obok znajduje się przestronny salon, który zdobią stylowe meble, obrazy, a także zdjęcia córek i wnuków.
Drozda jest mistrzem kuchni. Rozpieszcza rodzinę popisowym daniem
Na parterze usytuowana jest przytulna kuchnia z drewnianymi szafkami, w której króluje pan Tadeusz. - Gotuję, a żona to lubi, bo ona nie musi. Moim daniem sztandarowym jest paella z owocami morza, rybami, ośmiornicami, kalmarami, krewetkami i oczywiście ryżem. Nasze dzieci i wnuki nie jedzą mięsa - mówi nam i dodaje, że ostatnio z ukochaną stawiają na zdrowe potrawy. - Robimy zupy, m.in. rosół, idziemy w kierunku kuchni odpowiedniej - uśmiecha się.
Z kuchni przechodzi się do jadalni, w której wspólnie z ukochaną siadają do obiadu i piją kawę, natomiast w salonie albo na tarasie spędza się wszystkie uroczystości rodzinne. - Wnuczki moje mówią, że inne święta niż te u nas się nie liczą - śmieje się gwiazdor.
Drozda wraca na scenę: Ludzie, żyję przecież!
Niegdyś Drozda miał zdecydowanie mniej wolnego czasu. Jeszcze kilka lat temu prowadził programy w telewizji i dodatkowo dawał kilkadziesiąt występów w miesiącu. Jak zdradził w "Super Expressie", nadal nie potrafi żyć bez pracy. - Teraz jestem trochę leniwy i trochę mniej pracuję. Aktywność wynika tylko z tego, czy ktoś chce pracować, czy nie. Czy ktoś chce mnie zaangażować, czy nie. Każdy artysta chciałby być aktywny. Kiedyś grałem 60 przedstawień w miesiącu. Dziś nie zagram 60 w roku. Właśnie ruszam z moim programem estradowym, który nazwaliśmy "Parostatkiem w piękny rejs". Zaczynamy w Poznaniu i liczymy na dłuższą trasę po Polsce. To będzie tak zwany powrót Drozdy. Ludzie, żyję przecież - kończy.